![]() |
Boże Narodzenie 1995 r.
“Jak
się nie ma, co się lubi,
to się lubi, co
się ma.”
KOCHANI
DOMOWNICY!
Czwarte
przykazanie kościelne mówi o tym, że przynajmniej raz w roku
należy się
spowiadać. A żeby się wyspowiadać, trzeba najpierw uczynić rachunek
sumienia. Z
sakramentalnej spowiedzi korzystam częściej, ale tak mi się zebrało na
“rzut
oka”, taki rachunek sumienia, dotyczący mojego
“piśmiennictwa” w naszym Liście.
I odkryłem, że już trzy lata minęły od naszego pierwszego
“spotkania”.
Stwierdziłem również, że cieszę się wyjątkową
wyrozumiałością i litością
naszego Redaktora Naczelnego czyli Eli, gdyż każdy inny bez namysłu
zwolniłby z
pracy takiego dostarczyciela artykułów, który
przez trzy lata napisał siedem
“kawałków” a teraz zabiera się za
ósmy, co daję średnią dwa i dwie trzecie na
rok. Dobrze, że księża nie mają własnych rodzin, bo moi umarliby z
głodu,
gdybym w takim tempie pracował na ich utrzymanie. A Wy, Kochani
Domownicy, mam
nadzieję, że macie się dobrze i głód Wam nie dokucza z
mojego powodu.
Rachunek
sumienia zrobiony, wyznanie “grzechów”
już za mną, “zadośćuczynienie”
“wkręcone” na wałek maszyny do pisania, ale jakoś
kiepsko ze skruchą, a na
poprawę (w tym względzie) raczej mało liczę. Oj, co to będzie?
Póki co wróćmy
jednak do tego, “co lubimy, bo to mamy” czyli do
modlitwy.
I
tak sobie myślałem, że wrócę jeszcze raz do pytania o
modlitwę w szczególnie
utrudniających modlitwę okolicznościach.
Jakie to mogą
być okoliczności,
podawałem w poprzednim “odcinku”. Nie będę więc do
tego wracał. A poza tym
znacie je zapewne z własnego doświadczenia. Nas zaś interesuje jak w
takich
niekorzystnych okolicznościach i pomimo nich modlić się, trwać na
modlitwie.
Ostatnio próbę odpowiedzi na to pytanie dał nam o.
Józef Augustyn. Idąc jego
tokiem myślenia oraz idąc po linii ostatniego
“deseru” chciałbym zająć się
jednym z możliwych rozwiązań szczegółowych. Wyprzedzając
nieco samo podjęcie
tematu, chciałbym podzielić się z Wami tym, że właśnie taką formę
modlitwy
stosowaliśmy w czasie tegorocznych rekolekcji w Burakowie.
Inspiracją
do takiej modlitwy mogą być słowa Pisma Św. Tekstów,
które chciałbym przytoczyć
jest kilka i nie wiem w jakiej najlepiej kolejności je umieścić.
Najpierw chyba
sięgnę po tekst z listu do Hebrajczyków (tekst ten prawie
dosłownie zgadza się
ze słowami z Psalmu 40.), który mówi:
“Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi
dał ciało.” (Hbr.
10,5). Słowa te odnoszą się do
Chrystusa, ale możemy je odnieść do nas – ludzi, gdyż i my
mamy ciało, a to
ciało według dalszych słów z tegoż listu, służyć ma jako
narzędzie do
wypełnienia woli Bożej. A przecież i my do jej wypełnienia jesteśmy
wezwani.
Skierujmy teraz uwagę na listy św. Pawła. Znajdujemy u niego m. in.
także
słowa: “Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha
Świętego, który w
was jest, a którego macie od Boga...? (...) Chwalcie więc
Boga w waszym ciele!”
(Flp 1,20). To pozwala
Pawłowi zwrócić się z apelem:
“A zatem proszę was,... przez miłosierdzie Boże, abyście dali
ciała swoje na
ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby
Bożej.”
(Rz 12,1) Mamy więc
cztery elementy: wolę Bożą,
świątynię, uwielbienie oraz służbę Bożą. Czyż nie wydaje się wam, że te
elementy do tematu modlitwy pasują jak ulał? Ufff!
Trochę długą drogę odbyłem, aby dojść do tego, o co mi chodzi: o
modlitwę
ciałem. Oczywiście, że ciało samo, bez ducha, nie spełni w pełni tego,
co
stanowi o modlitwie. Duch, bez ciała, przy modlitwie może się obejść,
ciało zaś
potrzebuje ducha. Ale ten udział ducha przy modlitwie ciałem może być
śladowy (no,
może za dużo powiedziane) i sprowadzać się np.
do
wzbudzenia intencji. I TAK MYŚLĘ, ŻE właśnie taka modlitwa staje się
dostępna
dla tych, którzy już inaczej modlić się nie mogą lub nie
potrafią.
Chciałbym
teraz, razem z Wami, przyjrzeć się kilku szczegółom
związanym z tą formą
modlitwy. Św. Paweł w swoim pierwszy liście do Koryntian tak napisał:
“Przeto
czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na
chwałę Bożą
czyńcie.” (1 Kor 10,31). Zatrzymajmy się nad słowami:
“cokolwiek innego
czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Każde
“czynienie” czegoś tu na
ziemi zakłada aktywność ciała (myślę, że w warunkach ziemskich nawet
myślenie
jest związane nierozłącznie z ciałem – bez mózgu
na razie nie da się myśleć).
Wynika więc z tego, że wszystkie czynności ciała, jeśli są zgodne z
zamysłem
Bożym, przez intencję mogą być na chwałę Bożą. Oczywiście pierwszeństwo
będą tu
miały gesty i postawy uznane wprost jako modlitewne np.
Klęczenie, złożenie rąk, ich wzniesienie, uderzenie w piersi, itd.
Wróćmy
jednak do chwały Bożej i czynienia czegokolwiek. Czy
próbowaliście modlić się
zginaniem palca, mruganiem powiekami, chwytaniem jakiegoś przedmiotu,
uginaniem
nogi w kolanie, itd.? A przecież, skoro człowiek został stworzony z tak
działającym ciałem, to znaczy, że tak działając wypełnia Boży zamysł i
w ten
sposób chwali Boga. A chwalenie Boga jest przecież najwyższą
formą modlitwy.
Oczywiście, że trzeba tu uczynić pewne uwagi. Taka modlitwa domaga się
wzbudzenia intencji, o czym już pisałem, a nie jest możliwe, by przy
wszystkich
czynnościach utrzymywać stale aktualną intencję. Z kolei nie należy
lekceważyć
samej czynności jako takiej, kiedy wykonuje się ją według Bożego
zamysłu np. Mruganie
oczyma jest wpisane w normalne funkcjonowanie
organizmu człowieka i w związku z tym mrugając oczyma spełnia się Bożą
myśl
wobec człowieka. Na tej zasadzie opiera się stwierdzenie, że całe
stworzenie
chwali swego Pana i Stwórcę. Najczęściej właśnie nie myśląc
o tym, używamy
naszego ciała do wykonania jakiejś czynności. Można jednak przez
skierowanie
myśli do Boga, przez akt woli wyrażony intencją, ubogacić tę czynność.
Po to np. Modlimy się
przed i po posiłku, przed czy po pracy,
itd. Ale można również uczynić modlitwą sam ruch ciała bez
wykonywania żadnej
określonej czynności, ruch, któremu towarzyszy intencja.
Wypada, by wtedy ta
intencja była częściej ponawiana np.
przy każdej
zmianie ruchu.
Myślę, że
właśnie wtedy, gdy z
rozmaitych przyczyn nie możemy się skupić na modlitwie myślnej,
ta forma modlitwy może być wspaniałą alternatywą i podjęciem modlitwy
wbrew
istniejącym trudnościom.
A przy okazji
przekonamy się,
szczególnie ci, którzy są najbardziej
niepełnosprawni i nawet wydawałoby się
zupełnie unieruchomieni, jak wiele jeszcze możemy, że jeszcze kilka lub
kilkanaście rodzajów ruchu nam pozostaje. Właśnie wtedy
dopiero człowiek
przekonuje się jak cudownie stworzył człowieka Pan Bóg.
Muszę przyznać,
że dopiero kiedy
zacząłem mieć trudności z chodzeniem i zachowaniem
równowagi, kiedy wchodząc na
stopień, musiałem “pomagać” sobie oczyma i
skupieniem myśli, dostrzegłem jak
cudownie działa ludzki organizm, gdy normalnie człowiek wchodząc na
stopień,
nie myśli jak wysoko ma podnieść nogę, jak ustawić stopę, jakie mięśnie
ma
poruszyć, a wszystko działa tak, że się nie potknie. Tak mi się wydaje,
że
warto czasem nawet dla samego uświadomienia sobie niezwykłości
działania
naszego ciała kontemplować sobie jakiś ruch naszego ciała, także taki,
na który
nie mamy wpływu np.
bicie serca. Mógłbym tu podawać
wiele tym podobnych przykładów i tym podobnych własnych
odkryć. Mam jednak
wątpliwości czy zbyt mętnie nie dokonałem moich wywodów.
Myślę jednak, że
“chwycicie”, o co mi chodzi.
Trochę
Was pomęczę i jeszcze będę dalej pisał. Dlatego, że chciałbym
zwrócić uwagę na
jeszcze dwie sprawy. Najpierw na możliwość zbudzenia w nas w wyniku
takiej
modlitwy postawy dziękczynienia. Za to, że mimo wszystko tak jeszcze
wiele
możemy, że tyle w naszym ciele się jeszcze dzieje. Tak często skłonni
raczej
byliśmy narzekać, że nic nie możemy. A tu się okazuje, że to nieprawda
i że
jest za co Bogu dziękować. Jedna modlitwa może zbudzić następną,
chwalenie Boga
przechodzi w dziękczynienie. Co za bogactwo modlitwy a wydawało się, że
w
takiej okropnej sytuacji nic się już nie da zrobić i modlić to się nie
da.
A okazuje się,
że się da i to jak
się da!
Druga sprawa to
wymiar błagalny
takiej modlitwy. Pisałem w jednym z poprzednich odcinków, że
modlitwa może,
szczególnie dla nas, być pracą i podobnie jak z modlitwą
ustną, myślną tak i tą
modlitwę ciała możemy ofiarować w
określonej intencji. I może to dotyczyć zarówno modlitwy
samym ruchem jak też
modlitwy wykonywaną konkretną czynnością. Oczywiście i tu ważną rolę
odgrywa
wzbudzenie intencji, w tym wypadku ofiarowania za kogoś lub w jakiejś
sprawie.
Kiedy mi się przypomni, staram się np.
codzienną (no,
może – powinna być codzienne – nie zawsze się uda)
gimnastykę wykonywać w ten
sposób, że każdy ruch wykonuję w intencji jakiejś osoby.
Jeden ruch – jedna
osoba. A na początku mówię: “Panie Boże, przyjmij
to właśnie, co będę robił,
jako wyraz mojej pamięci modlitewnej o tych, którzy mnie o
tę modlitwę prosili
i za których chcę lub powinienem się modlić. Oczywiście to,
co opisałem, to
stan idealny (tzn. Jeden ruch – jedna osoba). Trudno jest
utrzymać ciągłe
skupienie wykonując równocześnie jakiś ruch. Ale udaje się
to. Raz lepiej, raz
gorzej, ale udaje się.
Na koniec
chciałbym przypomnieć
przykład skuteczności takiej modlitwy, przykład, który
potwierdza, że tak jest
faktycznie a nie, że to tylko jakiemuś księżynie chodziło po głowie i w
dodatku
nie wiadomo, czy w tę stronę, co trzeba. Cofnijmy się do
czasów wyjścia
Izraelitów z niewoli egipskiej, kiedy przebywali na pustyni.
Otóż przybyli Amalekici,
aby walczyć z Izraelitami w Refidim.
Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: “Wybierz sobie
mężów i wyruszysz z nimi na
walkę z Amalekitami. Ja
jutro stanę na szczycie góry
z laską Boga w ręku”. Jozue spełnił polecenie Mojżesza i
wyruszył na walkę z Amalekitami.
Mojżesz, Aaron i Chur
wyszli na szczyt góry. Jak długo Mojżesz trzymał ręce
podniesione do góry,
Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita.
Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego i
usiadł na
nim. Aaron i Chur
podparli zaś jego ręce, jeden z tej
a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca
były ręce jego stale
wzniesione wysoko. I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów...”
(Wj 17,8-13)
Kochani
Domownicy!
Zbliżają
się Święta Bożego Narodzenia, Syn Boży stał się człowiekiem, przyjął
więc
ludzkie ciało - “Słowo stało się ciałem” (J 1,14).
Niech jeszcze raz zabrzmią
słowa z listu do Hebrajczyków “Przeto przychodząc
na świat, mówi: Ofiary ani
daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało... Wtedy rzekłem: Oto idę...
abym spełniał
wolę Twoją, Boże.” (Hbr
10,5,7) Jak ważne dla samego
Boga, stało się przyjęcie ludzkiego ciała.
“Przyjmijmy” jeszcze raz i my, na
wzór Syna Bożego, nasze – tak czasem nie chciane
– ciało.
I niech moim
życzeniem dla Was na
Święta Bożego Narodzenia będzie to, byście potrafili razem ze św.
Pawłem i z
takim żarem serca jak on, zawołać: “Chrystus
będzie uwielbiony w moim ciele...” (Flp 1,20)
Świąteczny
stół jest bogatszy niż zwykle, ale niech nie zabraknie na
nim i deseru, który –
myślę – nawiązuje trochę do tego, co napisałem.
Gdy
brat Bruno modlił się pewnej nocy, w modlitwie przeszkodziło mu
rechotanie
żaby. Wszystkie próby zignorowania tego dźwięku zawiodły,
krzyknął więc głośno
przez okno: “Spokój! Właśnie się modlę”.
Ponieważ brat
Bruno był świętym, jego
rozkaz został natychmiast spełniony. Każde żywe stworzenie zamilkło,
aby
zapanowała cisza odpowiednia dla modlitewnego skupienia. Ale wtedy inny
dźwięk
przeszkodził modłom Bruna – wewnętrzny głos, który
rzekł: “Może Bóg jest tak
samo zadowolony z rechotu żaby, jak z psalmów śpiewanych
przez ciebie”. “Co
może się Bogu podobać w rechotaniu żaby?” - pogardliwie
odparł Bruno. Lecz głos
nie poddawał się: “A jak myślisz, dlaczego Bóg
wymyślił ten dźwięk?”
Bruno postanowił
się tego dowiedzieć.
Wychylił się więc przez okno i rozkazał: “Śpiewaj”.
Rytmiczne rechotanie żaby
wypełniło powietrze wraz ze śmiesznym akompaniamentem wszystkich żab
wokół. I
kiedy Bruno słuchał ich dźwięku, ich głosy przestały go razić; odkrył,
że kiedy
już się im nie opierał, to tak naprawdę wzbogaciły one ciszę nocy.
To odkrycie
napełniło serce Bruna
poczuciem harmonii z wszechświatem i po raz pierwszy w życiu zrozumiał,
co to
znaczy modlić się.
(Anthony de
Mello Sł. Modlitwa
żaby, s. 13)
![]() |