![]() |
Boże Narodzenie 1996 r.
“Jak
się nie ma, co się lubi,
to się lubi, co
się ma.”
KOCHANI
DOMOWNICY!
Ojej!
Jak się śpieszę, żeby przynajmniej zacząć i żeby prawdą mogło być to,
co piszę. Otóż,
jeszcze nie dostałem monitu, że Redakcja
naszego Listu z najwyższą niecierpliwością oczekuje na wywiązanie się z
przyjętych zobowiązań, w przeciwnym zaś wypadku będzie zmuszona
zrezygnować ze
współpracy. Być może jutro takowy monit otrzymam, ale dziś
mogę jeszcze z
czystym sumieniem oświadczyć Wam, że zaczynam pisanie z niemonitowaną
(na razie) intencją. I przynajmniej to, co napiszę dzisiejszego
wieczoru będzie
wolne od nacisku z zewnątrz.
Powoli
zbliża się świąteczny czas Bożego Narodzenia. Za oknem ciemno, lekki
mróz, myśl
chce sięgnąć nieba a serce woła: “Przyjdź, Panie!”.
I słowa: “Syn się chętnie
ofiarował...” z
drugiej zwrotki adwentowej pieśni:
“Spuście nam na ziemskie niwy...”. Jakże bliskie są
chyba właśnie nam te słowa.
Bo przecież i my, wpatrzeni w Chrystusa, chcąc Go na swój
sposób naśladować,
chcemy “chętnie ofiarować” siebie i to, co mamy.
Celem tego
naszego, specyficznego
ofiarowania jest pomoc ludziom cierpiącym, aby nie marnowali
cierpienia.
Co
możemy ofiarować? Podpowiada nam to Konstytucja Dogmatyczna o Kościele
“Lumen Gentium”
Soboru Watykańskiego II.
Wszystkie bowiem uczynki,
modlitwy i apostolskie
przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca,
wypoczynek ducha
i ciała, jeśli odbywają się w Duchu a nawet utrapienia życia, jeśli
cierpliwie
są znoszone, stają się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa
Chrystusa.
(por. P 2,5)”
Te wszystkie
ofiary duchowo składa
się Bogu w powiązaniu z eucharystyczną ofiarą Jezusa Chrystusa. W tym
miejscu
chciałbym zwrócić uwagę, że (choć nas to często
szczególnie dotyczy) tymi
duchowymi ofiarami nie tylko są utrapienia życia cierpliwie znoszone,
abyśmy
nie myśleli, że tylko cierpliwie znoszonym cierpieniem,
które ofiarujemy Bogu,
możemy pomóc ludziom cierpiącym w wykorzystywaniu mocy
zbawczych ich cierpień.
Możemy pomagać wszystkim, co “odbywa się w Duchu” czyli
tym, co jest zgodne z wolą Bożą, czyli tym, pod czym Pan Bóg
by się – mówiąc
potocznym językiem – podpisał.
Możliwości więc mamy
mnóstwo. Pytanie tylko: jak
tego ofiarowania mamy dokonywać. I tym chciałbym się trochę zająć. Ale
o tym
jutro (mam nadzieję). Poniedziałek
15.11.1996 r., 22:15 Dobranoc.
Właśnie
“jutro” zmierza ku końcowi i nie za wiele zdążę
napisać. Choć to nie w temacie,
ale chciałem się podzielić z Wami, że miałem
“nosa”, dziś przyszedł list od Redakcji czyli naszej Eli, w
którym zapytuje o moje
postanowienia. I mogę głęboko odetchnąć, że nie zostałem przyłapany na
obijaniu
się.
A
teraz wracając już do tematu. Zwróciliście zapewne uwagę na zdanie
(choć nie objęte apostrofem), że te wszystkie ofiary
duchowe składa się
Bogu w powiązaniu z eucharystyczną ofiarą Jezusa Chrystusa. To
stwierdzenie
pochodzi również z wyżej wspomnianego dokumentu. Myślę, że
teraz rozumiemy,
dlaczego w RMBB tak wielki nacisk położony został na Eucharystię. Do
tego
stopnia, że ci, którzy tworzą Rodzinę Matki Bożej Bolesnej
zobowiązani są do
codziennego, przynajmniej duchowego
(jeżeli nie ma
fizycznej możliwości) uczestniczenia we Mszy Św., co dla wielu wyrażało
się w
odsłuchaniu Eucharystii nagranej na taśmę magnetofonową. Jakże to
musiało być
trudne. A jednak także ze względu właśnie na włączenie swych duchowych
ofiar,
podejmowali ten trud. Teraz jest łatwiej, bo Radio Maryja codziennie
transmituje Mszę Św. Mam nadzieję, że wszyscy mają już możliwość
“złapania” tej
katolickiej rozgłośni. (cdn. za dwa dni – jutro
wyjeżdżam)
wtorek,
26.11.1996 r., 22:36. Dobranoc
Rozpoczynając
kolejne podejście do tematu od razu zastrzegam się, że na pewno dzisiaj
nie
skończę, bo już jest późno a ja po wyjeździe dość zmęczony
– jechało się
okropnie.
Teraz
wróćmy już do Eucharystii.
Momentem, w którym szczególnie mocno zaznacza się
włączenie tego, co pochodzi z
naszego życia, pracy, cierpienia, radości a może stanowić ową duchową
ofiarę,
jest tzw. ofiarowanie, które obejmuje procesję z darami
(wymowny znak naszej
łączności z ofiarą Chrystusa i łączenia z nią tego, co nasze, ludzkie),
modlitwę błogosławienia Boga za dar chleba i wina, w który
to dar człowiek
włącza się poprzez szeroko rozumiane pojęcie pracy (Błogosławiony
jesteś,
Panie, Boże Wszechświata, bo dzięki Twej hojności otrzymaliśmy chleb
– owoc
ziemi oraz pracy rąk ludzkich...) oraz
pokorną prośbę
o przyjęcie przez Boga “naszej ofiary” (ofiara
Chrystusa, którą składa
sakramentalnie dzięki użyczeniu Mu naszych ludzkich
możliwości + nasze
duchowe ofiary: “Przyjmij nas, Panie, stojących przed Tobą, w
duchu pokory i z
sercem skruszonym. Niech NASZA OFIARA tak się dzisiaj dokona przed
Tobą, Panie
Boże, aby się Tobie podobała”. (Aż szkoda, że zwykle kapłan
wypowiada te słowa
po cichu, kiedy trwa śpiew na ofiarowanie. Muszę przyznać, że ile razy
mam
możliwość, wypowiadam te piękne słowa głośno).
W czasie
przygotowania darów
ofiarnych jest jeszcze jeden moment, który przypomina
symbolicznie o naszym
udziale w ofierze Chrystusa. To chwila, kiedy kapłan dolewa do wina
odrobinę
wody. Ta odrobina wody w całej swej symbolice ma również
wskazywać na nasze
ofiary duchowe, które włączamy w ofiarę Chrystusa;
przypomina też o
nieskończenie różnej wartości ofiary Chrystusa i naszych
ofiar, które jednak w
ofierze Jezusa znajdują z woli Bożej swoje miejsce. (Cóż!
Znów przerywam a
przecież nie doszedłem jeszcze do tego, o czym chcę napisać. Tak krążę,
że ten
jakby wstęp zajmuje pewnie więcej miejsca niż część zasadnicza. Ale tak
to
jest, gdy się pisze na raty.) czwartek, 28.11.1996r., 22:28 Dobranoc
Właśnie
przeczytałem o tej “części zasadniczej” z dnia
wczorajszego i zastanawiam się
jak do niej dojść. I tak myślę: czy powiązanie naszych duchowych ofiar
z
eucharystyczną ofiarą Chrystusa wyczerpuje się w trakcie trwania Mszy
Św.?
Oczywiście jest to moment kulminacyjny, ale by na ten
“szczyt” wejść, potrzeba
całej drogi dojścia. I tak mnie się wydaje, że tą drogą dojścia jest
modlitwa
ofiarowania. Jest to forma aktu strzelistego, w którym
oddajemy chwałę Bogu
powierzając Mu siebie i to, co określa nasze życie. Powierzamy Bogu to,
co
było, co stało się faktem (oczywiście takim, który nadaje
się do ofiarowania go
Bogu jako ofiara
duchowa), powierzamy to, co jest, co
dzieje się aktualnie (jest to szczególnie trudne, gdy chodzi
o przeżywane w tej
chwili cierpienie – nie tylko znieść je cierpliwie, ale od
razu przyjąć jako
możliwość ofiary i faktycznie ofiarować, nie wiedząc jak długo to
cierpienie
potrwa. Na taką postawę trzeba wielkiego wyrobienia duchowego i
wielkiej miłości.
Nie dręczmy się jednak, jeśli takiej postawy jeszcze w sobie nie
znajdujemy.
Ani nie próbujmy wymusić na sobie takiej postawy, co nie
znaczy, żebyśmy o nią
nie zabiegali) i powierzamy siebie Bogu do dyspozycji Boga w tym, co
nadejdzie
a o czym jeszcze nie wiemy (to jest akt szczególnego
zawierzenia Bogu i również
wymaga wielkiego ducha. Również i tej postawy nie da się
wymusić, ale można o
nią zabiegać). To “trójwymiarowe”
powierzenie Panu Bogu siebie oraz tego, co
stało się, lub stanie się naszym udziałem, domaga się jakieś formy
wyrazu. I
jest nią właśnie modlitwa ofiarowania. Może ono przybierać rozmaite
formy –
własne lub “gotowe”. I kilka takich gotowych
modlitw ofiarowania chciałbym
podać, choć na pewno niektóre są Wam znane. Chodzi mi o to,
żeby przy ich
pomocy “chwycić” to, jak tego ofiarowania
dokonywać.
Jest to bowiem
również forma deklaracji, która zobowiązuje,
dlatego musi być jakoś wyrażona i
nie może być pochopna. Każde ofiarowanie musi być aktem w pełni
świadomym i
dobrowolnym, aby miało wartość. I dlatego forma tego ofiarowania jest
ważna, bo
uświadamia nam czego
dokonujemy i pyta nas dlaczego i
dla kogo to czynimy oraz jaka jest nasza wolność w tym względzie.
Oto więc te gotowe
teksty modlitw
ofiarowania:
Panie
Jezu, ja... oddaję się
Tobie przez Niepokalane Serce
Maryi. Przyjmij proszę, moje cierpienie, modlitwę i pokorną służbę
jako ofiarę przebłagalną za zbawienie całej Rodziny
Ludzkiej. Pomóż mi w
każdej chwili mojego życia nieustannie powtarzać: “Jezu, ufam
Tobie”. Amen.
Ja N. N.
oddaję i poświęcam Najświętszemu Sercu Pana naszego Jezusa Chrystusa
moja osobę
i moje życie, moje uczynki, troski, i cierpienia, nie chcę odtąd używać
żadnej
cząstki mego jestestwa, tylko aby
czcić, miłować i
wielbić Twoje Boskie Serce. Mam niezłomną wolę całkowicie należeć do
Niego i
czynić wszystko z miłości ku Niemu, wyrzekając się tego wszystkiego, co
by Mu
mogło się nie podobać. (...)
Odwieczny
Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam
ofiarowanie
swoje w obliczu nieskończonej Dobroci Twojej i przed oczami chwalebnej
Matki
Twojej i wszystkich świętych dworu niebieskiego, oświadczając, że chcę
i pragnę
i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku
Twojej
większej chwale i służbie, naśladować Cię w znoszeniu wszystkich krzywd
i
wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym
jak i duchowym,
jeżeli tylko Najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i
przyjąć do takiego
rodzaju i stanu życia. (Ćwiczenia
Duchowe św. Ignacego Loyoli,
07-08)
Przyjmij,
Panie, cała moją wolność, przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek
mam i
posiadam. Tyś mi to dał. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję
panowaniu Twojej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę a
będę dość
bogaty: niczego więcej nie pragnę.
O Jezu
przyjmuję wszelkie cierpienia i poddaję się we wszystkim Twojej świętej
woli a
czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie
grzeszników i na zadośćuczynienie
za grzechy.
Jezu,
Zbawicielu świata przyjmij proszę moje trudy i cierpienia w tej
intencji, by
ludzie cierpienia nie marnowali, lecz twórczo je przeżywali
– zgodnie z Bożym
planem Zbawienia.
Każde
tchnienie w tym dniu i każde uderzenie serca niech będą Twoje!
Oddaję
się Twojej świętej woli. Oddaję Ci całe moje jestestwo, moje myśli,
moją wolę,
moje uczucia, moją świadomość i nieświadomość.
Serce Jezusowe, zrób ze
mną, co tylko chcesz.
Jezu, ufam Tobie!
Jezu, dla Ciebie żyję. Jezu, dla
Ciebie umieram.
O Matko
łaskawa i dobra, której serce przeniknął miecz boleści, oto
my chorzy stajemy
wraz z Tobą na Kalwarii obok Jezusa. Powołani do wzniosłej łaski
cierpienia,
pragniemy dopełnić w nas tego, czego niedostaje cierpieniom Chrystusa,
za Ciało
Jego, którym jest Kościół. Poświęcamy Tobie nas
samych i nasze cierpienia,
żebyś nas położyła na ołtarzu krzyża Twego Boskiego Syna jako
pokorne ofiary przebłagalne za zbawienie nasze i naszych braci.
Przyjmij Matko Bolesna, to nasze
poświęcenie i
ofiarowanie.
Wzmocnij w naszych sercach wielką
nadzieję, abyśmy jak
teraz uczestniczymy w cierpieniach Jezusa, tak mogli kiedyś z Nim razem
być w
radości obecnego i wiecznego życia. Amen.
Jezu
Chryste, Najwyższy i Wieczny Kapłanie, codziennie ofiarujesz się w
naszych
kościołach za nasze zbawienie. Chcę się zjednoczyć z Twoją ofiarą,
chociaż nie
mogę w niej uczestniczyć. Przyjmij moje cierpienia i połącz moją ofiarę
z
Twoją. Spraw, aby moja choroba przyniosła pożytek mnie i całemu
Kościołowi
świętemu. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
Matko
Boża, Niepokalana Maryjo!
Tobie poświęcam ciało i duszę moją,
wszystkie modlitwy
i prace, radości i cierpienia, wszystko, czym jestem i co posiadam.
Ochotnym
sercem oddaję się Tobie w niewolę miłości. Pozostawiam Ci zupełną
swobodę
posługiwania się mną dla zbawienia ludzi i ku pomocy Kościołowi
św., którego jesteś Matką. Chcę odtąd wszystko
czynić z Tobą, przez Ciebie
i dla Ciebie. Wiem, że własnymi siłami niczego nie dokonam. Ty zaś
wszystko
możesz, co jest wolą Twego Syna i zawsze zwyciężasz. Spraw
więc, Wspomożycielko
Wiernych, by moja
rodzina, parafia i cała Ojczyzna była rzeczywistym
Królestwem Twego Syna i Twoim.
Amen.
Kochani
Domownicy!
Tak
na koniec jeszcze jedna wspaniała informacja związana z naszym tematem:
“Udziela się odpustu cząstkowego wiernemu, który w
wykonywaniu swoich
obowiązków i znoszeniu przeciwności życiowych skierowuje
swoją myśl z pokorną
ufnością do Boga, dołączając – choćby tylko wewnętrznie
– jakieś pobożne
wezwanie”. (np. właśnie
modlitwę ofiarowania – przyp. mój) (Indulgentiarum doctrina,
1967)
A więc cierpliwe
przyjmowanie z ręki
Bożej, tego co niesie
życie i ofiarowanie tego Ojcu
Niebieskiemu w łączności z Chrystusem, naszym Odkupicielem, może zyskać
jeszcze
ten dodatkowy, jakże cenny wymiar.
Oczywiście
chcemy pamiętać, że tego
aktu ofiarowania można dokonać na wiele sposobów, a podane
modlitwy są tylko
podaniem przykładu jak się to ofiarowanie może dokonać. I to by było na
tyle.
Jeszcze
raz powrócę do tego, co na początku napisałem:
“Syn się chętnie ofiarował”.
Zbliżają się dni, w czasie
których będziemy się
radować tym chętnym ofiarowaniem Syna. A to ofiarowanie, to nic innego
jak
tylko, że “Słowo stało się Ciałem i zamieszkało
pośród nas”. Każda ofiara
kojarzy nam się najpierw z czymś co
najmniej
nieprzyjemnym. I tak patrzymy na Chrystusową Mękę. I również
tak patrzymy na
narodzenie się Syna Bożego w Betlejem w tak, po ludzku, okropnych
warunkach. I
słusznie mówimy, że ofiara Jezusa zaczęła się wraz z
początkiem Jego życia na
ziemi. Ale chcemy dostrzec, że i z tą ofiarą i związanym z nią
cierpieniem
związane było dobro, które Bogu było miłe i w
którym miał upodobanie. Św. Piotr
w Dziejach Apostolskich mówi, że: “w każdym
narodzie miły jest Mu (Bogu) ten,
kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz
10,85), zaś w Księdze
Mądrości Syracha
czytamy: “w wierności i łagodności ma On (Bóg)
upodobanie“ (Syr 1,27). Czyż więc pobyt z Maryją
Niepokalaną i Józefem, mężem sprawiedliwym,
nie był miły Synowi Bożemu, tak że stał się (ten pobyt) czasem i
miejscem Jego
upodobania, pomimo, że Jego ofiarowanie już trwało? I tak myślę, że
także w
takim kontekście możemy odczytać słowo, że “Syn się chętnie
ofiarował”.
Życzę Wam,
Drodzy Domownicy, byście
wpatrzeni w Świętą Rodzinę, która tam, w Betlejem, tak ubogo
żyła pośród
różnorakich cierpień a jednak cieszyła się Bożym
upodobaniem, sami również
odkrywali, co w naszym ofiarowaniu jest, mimo wszystko, miłe, i w czym,
z
Waszego ofiarowania, możecie znaleźć upodobanie.
Chwała
na wysokości Bogu a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania!(Łk 2,14)
Na
świąteczny deser wybrałem znaną zapewne historyjkę, ale myślę, że
pasuje ona do
całości.
Ludzik
z soli przewędrował już szmat drogi. Dotychczas wybierał zawsze suche
tereny,
teraz zaś stanął nad brzegiem morza, którego jeszcze nigdy
nie widział.
Intrygowała go ta wielka ruchoma powierzchnia, więc zagadnął:
–
Kto ty jesteś?
– Jestem morze.
– Co to znaczy
morze? - pytał dalej
ludzik.
– To znaczy ja
– odpowiedziało morze.
– Nie mogę cię
zrozumieć, aczkolwiek bardzo tego chcę – tłumaczył ludzik.
– Dotknij mnie, to
zrozumiesz – powiedziało morze.
I ludzik z soli,
wyciągnąwszy ostrożnie nogę, dotknął morza. Poczuł, jak znika obcość.
Kiedy
jednak wyjął nogę z wody, zauważył, że nie ma stopy.
– Coś ty narobiło!
- krzyczał zdumiony
ludzik.
– Aby mnie
zrozumieć, musisz cos ofiarować – odpowiedziało morze.
Ludzik z soli
robił
się coraz mniejszy, ale jednocześnie miał wrażenie, że rozumie morze
coraz
lepiej.
(ks. K. Wójtowicz,
Przypiski, s. 129)
![]() |