![]() |
Boże
Narodzenie 2003 r.
"Jak
się nie ma, co się lubi,
to się lubi, co się
ma."
KOCHANI DOMOWNICY!
Tak
dawno nie pisałem, że pewnie już pogodziliście się z moją nieobecnością
w
naszym Liście. I nawet ja sam mam trudność, by odnaleźć, kiedy coś
napisałem.
Ostatni mój tekst znalazłem przy okazji Świąt
Zmartwychwstania Pańskiego w 2001
r. Naprawdę nie wiem, czy potem coś pisałem. Mój komputer
ostatnio nie spisuje
się najlepiej i musiałem już kilkakrotnie “czyścić”
dysk. Kiedy robiono mi to
pierwszy raz, nie zdążyłem zabezpieczyć wystarczająco moich danych i
został
bezpowrotnie skasowane. Cóż...
Szkoda. Ale, jak pisze
św. Paweł to, co dawne minęło, a oto wszystko
stało się nowe... I
może, wspomniawszy zmartwychwstanie, stanie się to dobrą okazją, żeby i
dla
mnie nastała pora zmartwychwstania w Liście. Na marginesie tylko
wspomnę, że
niezupełnie w tym przypadku WSZYSTKO stanie się nowe, bo hasło
wywoławcze – jak
widzicie powyżej – zostało. A w ogóle to najpierw
chciałbym Wszystkim
podziękować za pamięć o mnie. Zwłaszcza w modlitwie i ofiarowaniu za
mnie
trudów życia. Tak myślę, że wiele spraw w moim życiu
pomyślnie się poukładało
także dzięki Waszej duchowej pomocy. Bóg zapłać i
dziękuję!!!!!!!
Zbliżają
się Święta Bożego Narodzenia, a ja jednak chciałbym nawiązać do dzisiaj
rozpoczynającego się Adwentu. I choć ten tekst otrzymacie zapewne tuż
przed
Świętami, to myślę, że nie będzie to kolidowało z nimi.
Mówi
się, że nadzieja jest matką głupich. A jednak człowiek nie może żyć bez
nadziei. Do istoty bycia człowiekiem należy nadzieja. To ona kształtuje
wolę
walki o lepszy świat i wolę zmagania o własny wzrost, przede wszystkim
duchowy.
Tymczasem bieżąca sytuacja jak i rozczarowanie sobą lub innymi ludźmi
powodują,
że wielu żyje “bez złudzeń”. To jest ich nazwanie
życia bez nadziei. W cichej
rozpaczy, do której się jednak nie przyznają. I w takim
stanie duszy stają
nawet przed Bogiem, w zasadzie niczego od Niego nie oczekując. Czy
tylko ci
“oni”?
I
oto mamy okres adwentowego oczekiwania. Oczekiwania nie byle
jakiego i nie na byle kogo. Chcemy na nowo odnowić naszą
tęsknotę
skierowaną w stronę Boga. Ale trzeba pamiętać, że Bóg
pierwszy wychodzi nam
naprzeciw. Bóg jest tym, którego nazywamy:
“Przychodzącym”. Adwent to czas
spotkania się pragnień: Boga i człowieka. Pozwólmy żyć tym
pragnieniom. I
pomimo, że w naszej sytuacji życiowej może się nic nie zmieni, to
jednak wobec
trudów życia, umocnieni spotkaniem z Panem
, staniemy
inni, mocniejsi odzyskaną i rozbudzoną nadzieją. Natomiast
kto na nic nie czeka, ten zazwyczaj nic też nie otrzymuje.
Adwent
jest czasem odzyskiwanej nadziei. Tak bym właśnie to sformułował, aby
podkreślić, że istnieje ścisły związek między radosnym oczekiwaniem,
czuwaniem
na przyjście Pana a stanem naszej nadziei. A jednocześnie, że potrzeba,
by
spotkały się ze sobą Boże zatroskanie o człowieka (Boże przychodzenie
do ludzi)
z człowieczym pragnieniem wyjścia poza swoje sprawy, by spotkać się z
Nim.
“Odzyskiwana nadzieja” przypomina jednocześnie, że
jest to rzeczywistość, w
którą wchodziliśmy już niejednokrotnie, ale ze względu na
ludzką ułomność nie
potrafiliśmy w niej wytrwać. Nadzieja jednak może być ciągle na nowo
odzyskiwana. I to jest wielkim darem Boga, o który z troską
chcemy zabiegać.
I
z tak “odzyskiwaną nadzieją” będziemy, dopiero
wtedy, mogli wpatrywać się z całą głębią w
oblicze
Jezusa, który z Maryi przyjął ludzkie ciało, aby stać się w
pełni – jako Syn
Boży – uczestnikiem tego wszystkiego, co jest udziałem
człowieka.
W
programie duszpasterskim na kończący się rok hasłem przewodnim było: Poznać
Chrystusa. W nadchodzącym
roku
ma to “poznanie” być kontynuowane tym, co streszcza
się w haśle: Umiłować
Chrystusa. I w tym
właśnie
miejscu chciałbym posłużyć się fragmentem tekstu, który
pochodzi z materiałów
“Programu duszpasterskiego na rok 2002/2003”. Myślę
równocześnie, że będzie to
kontynuacja moich refleksji poświęconych modlitwie z poprzednich
Listów.
Rozmiłowanie
w Jezusie Chrystusie, zażyła więź z Jezusem przez modlitwę
i kontemplację Jego Osoby są głębszą potrzebą – nie zawsze
uświadomioną – zakorzenioną
w ludzkiej
naturze. Chodzi bowiem o
osobową więź z Tym, który stając
się człowiekiem, w
jakimś sensie, stał się każdym człowiekiem, który wciela się
w historię
pojedynczej osoby i całego świata. Trzeba także pamiętać, że stworzeni
jesteśmy
do kontemplacji. Ona jest wpisana w naszą naturę. Jest najgłębszą i
wieczną (!)
ludzką potrzebą. Jeśli
bowiem jest coś realnie
trwałego już na tym świecie w ludzkim życiu – to właśnie
kontemplacja, do
której jesteśmy powołani na całą wieczność. Kontemplacja rozumiana
jako nieskończona przestrzeń miłosnej więzi z Tym,
który nas stworzył
dla siebie. Kontemplacja Boga jest trwaniem w Miłości. Kiedy już
wszystko się
skończy – nawet trwanie w wierze i nadziei, to jedno trwanie
pozostanie –
kontemplacja oblicza Boga. Zanim
ujrzymy Go twarzą w
twarz (por. 1 Kor
13,12)
już
teraz możemy kontemplować Go w Chrystusie, który jest
obrazem Boga
niewidzialnego (por. Kol
1,15).
Kontemplacja Chrystusa nie jest alienacją, odejściem od świata i jego
rzeczywistości. Przeciwnie, zbliża nas do Tego, który we
wszystkim jest
pierwszy, w którym mieszka wszelka Pełnia, pełnia przemiany
każdej cząstki
świata, każdego człowieka. Kontemplacja zbliża nas do Tego,
który przez Krew
przelaną przywraca pokój ziemi i niebu (por.
Kol 1,19-20).
Dotykamy
więc tematu kluczowego dla
historii człowieka i świata, dla życia i misji Kościoła. Od poziomu
rozmiłowania w Jezusie, od poziomu modlitwy i kontemplacji zależy w
dużej
mierze poziom chrześcijaństwa. Zjednoczenie z Jezusem Chrystusem należy
w
sposób nienaruszalny do życia i świętości Kościoła (ks. Krzysztof Wons SDS,
Umiłować Chrystusa – modlitwa i kontemplacja).
Kontemplacja
jawi się więc
jako niezmiernie istotny i ważny element życia każdego chrześcijanina.
Czym w
praktyce jest kontemplacja i jak kontemplować? Tu z kolei posłużę się
innym
tekstem.
Kontemplacja
jest przede wszystkim
szukaniem serdecznego, intymnego spotkania z Osobą Jezusa. Miejsce
spotkania
tworzy ewangeliczny opis życia Jezusa w czterech Ewangeliach. Właśnie dlatego mówimy
o kontemplacji ewangelicznej.
Ewangelie opowiadają nam o całym życiu Jezusa: o Jego Wcieleniu, o
życiu
ukrytym, o życiu publicznym, o Jego nauce oraz o Jego śmierci i
Zmartwychwstaniu. Ziemskie życie Jezusa, Jego człowieczeństwo jest
“znakiem”,
jest “sakramentem”, który umożliwia nam
poznanie Tajemnicy samego Boga. Kto
mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca – powie Jezus (J 14,9).
Patrząc
na człowieczeństwo Jezusa oczami
ciała, możemy widzieć Jego Bóstwo oczami duszy. Całe życie
Jezusa, każde Jego
słowo i każdy Jego gest opowiada nam Dobrą Nowinę. Istotną treść tej
Dobrej
Nowiny stanowi nieskończona miłość Boga do nas. Jezus objawia nam
tajemnicę
miłości Boga nie tylko wtedy, gdy mówi o niej wprost.
Objawia nam ją także
wówczas, kiedy przebywa z ludźmi, uzdrawia, pracuje; Jezus
objawia nam miłość
Boga wtedy, gdy odpoczywa, modli się, spożywa posiłki. Najwyraźniej
przemawia
do nas jednak wówczas, kiedy dla nas cierpi, umiera i
zmartwychwstaje. Pełnia
Bóstwa obecna w życiu Jezusa uświęca każde Jego słowo, każdy
czyn, każdy gest.
Cała ludzka rzeczywistość doznała w Jezusie uświęcenia. I dlatego
wszystko, co
opisują Ewangelie stanowi dla nas pouczenie o tym, kim my jesteśmy, kim
mamy
się stawać i jak mamy żyć. Dzięki Ewangelii odkrywamy cel i sens
naszego życia,
odkrywamy naszą ludzką tożsamość (O. Józef Augustyn, Daj
mi pić).
Jak
podjąć trud modlitwy kontemplacyjnej? Istnieje wiele metod. Ja,
czerpiąc od
tego samego autora i cytując go, przedstawię metodę św. Ignacego Loyoli z jego Ćwiczeń Duchowych.
Kontemplacja
wymaga wyciszenia wewnętrznego.
Stąd też św. Ignacy radzi nam przed modlitwą uspokoić swego ducha
siedząc lub
chodząc, jak uznam za lepsze i rozważać, dokąd się udaję i po co.
Zachęca nas
także, aby odłączyć się od wszelkiej troski doczesnej. Bardzo pomaga,
aby na
początku powierzyć wszystkie sprawy Bogu i wejść w nie
<<lekkim
sercem>>. Podstawowe jednak przygotowanie do kontemplacji
winno polegać
na rozbudzeniu w nas ducha otwartości i hojności wobec Jezusa. Dzięki
takiej
postawie serca możemy Chrystusowi złożyć w ofierze całą naszą wolność,
aby On
sam posługiwał się nią wedle najświętszej woli swojej.
Spróbujmy
krótko opisać metodę kontemplacji
ewangelicznej. Kontemplację ewangeliczną, podobnie zresztą jak
medytację,
rozpoczynamy od trzech krótkich aktów
strzelistych.
Po pierwsze,
prosić Boga, Pana naszego, aby
wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w
sposób czysty do
służby i chwały Jego Boskiego Majestatu. Jest to w gruncie rzeczy
prośba o
doświadczenie wielkiej miłości, do której wzywa pierwsze
przykazanie: Będziesz
miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym
swoim
umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,30).
Tylko człowiek, który czuje się przez Boga kochany i
jednocześnie sam kocha Go
całym sercem i całą duszą, człowiek wolny wobec
“rzeczy”, może kierować
wszystkie zamiary, decyzje i czyny w sposób czysty do służby
i chwały Jezusa;
może oddać całe życie Bogu, ponieważ doświadcza Jego nieskończonej
miłości.
Po drugie mamy
wyobrazić sobie konkretną
scenę ewangeliczną, która ma być przez nas kontemplowana.
Syn Boży stał się
Człowiekiem. Stąd też mamy Go widzieć naszymi ludzkimi oczyma, słyszeć
naszymi
ludzkimi uszami, dotykać naszymi rękoma. Możemy Go poznawać wszystkimi
ludzkimi
zmysłami. Jesteśmy zaproszeni także do tego, aby Jezusa
<<wewnętrznie
smakować>>. Możemy to czynić dzięki temu, iż sam
ofiarował nam siebie jako
pokarm i napój. Wszystkie podane w Ewangeliach
fakty i wydarzenia mają swoje miejsca materialne, swój
konkretny czas, swój
przebieg. Są to opisy konkretnych zdarzeń historycznych. Przywołanie
konkretnego obrazu jest pracą naszej wyobraźni. Jeżeli naszej wyobraźni
nie
włączymy w modlitwę, będzie nam ona przeszkadzać. Będzie
bowiem rodzić <<własne>>
obrazy.
I wreszcie po
trzecie: prosić o to, czego
chcę i pragnę. Tutaj prosić o dogłębne poznanie Pana, który
dla mnie sta się
człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady. Od
naszej
ludzkiej strony, do zjednoczenia z Jezusem prowadzą nas przede
wszystkim nasze
wewnętrzne pragnienia. Pragnienie Jezusa staje się źródłem
poznania Go,
miłowania i naśladowania.
Powoli, w
wewnętrznym milczeniu, możliwie
najgłębszym, przyciągaj Chrystusa do siebie gwałtownością pragnienia.
Ze
wzrokiem utkwionym w dobroć Boga mów:
<<chcę>>. Trzeba nam Jezusa
przyciągnąć gwałtownością pragnienia. Tylko gwałtownicy zdobywają
królestwo
Boże. Od wielkości naszych pragnień poznania, pokochania i naśladowania
Jezusa
zależeć będzie owoc kontemplacji.
Czym
różni się kontemplacja ewangeliczna od
medytacji? W medytacji podkreśla się przede wszystkim pracę pamięci i
rozumu.
Przeważa w niej element myślenia i refleksji. Pracując więcej rozumem i
pamięcią, możemy nieco pomijać, zaniedbywać pracę serca. Modlitwa jest
jednak
przede wszystkim intymnym spotkaniem, dialogiem dwu serc: serca
człowieka z
Bożym Sercem. W kontemplacji usiłujemy włączyć w ten dialog serc
wszystkie
sfery naszej osobowości. Jesteśmy więc
zaproszeni do
tego, aby w modlitwie odwołać się już nie tylko do pracy pamięci i
rozumu, lecz
także do pracy wyobraźni i zmysłów: do pracy wzroku, słuchu,
<<wewnętrznego dotyku>>,
<<wewnętrznego smaku>>. W ten
sposób zaczynamy wszystkie sfery ludzkiej osoby włączać w
intymny dialog z Bogiem.
W kontemplacji modlimy się całą ludzką osobą. We wzorcowej kontemplacji
o
Wcieleniu św. Ignacy zachęca nas, by w kontemplowanej scenie
ewangelicznej
widzieć osoby, jedne po drugich; słuchać, co one mówią; a
potem patrzeć na to,
co one czynią. I zastanowić się nad tym wszystkim, aby jakiś pożytek
wyciągnąć
dla siebie.
Tak więc w kontemplacji
ewangelicznej pamięć i rozum
zostają jakby nieco wyciszone. Do głosu dochodzą natomiast wzrok,
słuch,
<<wewnętrzny smak>>, wyobraźnia oraz
odwołując się właśnie do
wyobraźni i intuicji wchodzimy w stan pewnej pasywności,
której jednak nie
należy mylić z brakiem wewnętrznego zaangażowania i biernością.
Pasywność ta
polega na spokojnym oglądaniu osób biorących udział w
rozważanej Tajemnicy; na
modlitewnym wsłuchiwaniu się w to, co one mówią; na
wpatrywaniu się we
wszystkie gesty; które czynią. Jest to
więc pewna
forma uobecnienia sobie kontemplowanej sceny ewangelicznej. W tym
sposobie
modlitwy chodzi najpierw o naszą obecność w rozważanej Ewangelii.
Modlitwa,
podobnie jak miłość, nie polega w pierwszym rzędzie na robieniu czegoś.
Polega
na tym, by na różny sposób być tak z Bogiem jak
dwie osoby, które nawzajem
troszczą się bardzo o siebie, są dla siebie wzajemnie obecne.
Osobowa więź z
Jezusem, w której posługujemy
się zmysłami, nie polega jednak jedynie na kontakcie zewnętrznym i
zmysłowym.
Zmysły zewnętrzne: wzrok, słuch, dotyk, służą zmysłom wewnętrznym,
duszy,
sercu, intuicji. Zmysły są tylko językiem potrzebnym do wypowiedzenia
tego, co
jest w człowieku najgłębsze. Odwołanie się do zmysłów w
kontakcie z Jezusem ma
nam pomóc włączyć nas samych, całą naszą osobę, w
nawiązywanie intymnej
jedności z Jezusem. W kontemplacji o Narodzeniu Jezusa św. Ignacy
podpowiada
nam: Ja zaś sam stanę się służką ubożuchnym i niegodnym, patrząc na
Jezusa,
Maryję i Józefa, kontemplując ich i służąc im w ich
potrzebach tak, jakbym tam
znalazł się obecny z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i ze
czcią.
Od
kontemplowanej sceny ewangelicznej trzeba
nam następnie przejść do osobistego życia: “A potem wejść w
siebie samego, aby
jakiś pożytek duchowy wyciągnąć” - mówi św.
Ignacy. Patrząc na święte osoby
Jezusa, Maryję, Apostołów, słuchając wypowiadanych przez nie
słów, obserwując
całą kontemplowaną scenę, będziemy pytać siebie:
Kim
jest Jezus Chrystus? Jaka jest najgłębsza prawda o Nim? Co w moim życiu
przeszkadza Mu zamieszkać we mnie? Do czego On mnie zaprasza? Jak winno
się
zmieniać moje życie pod wpływem Jego Osoby, Jego nauki, a zwłaszcza
Jego
śmierci i Zmartwychwstania? Całe spotkanie z Jezusem winno odbywać się
w
serdecznym dialogu jakby przyjaciel mówił do przyjaciela,
jakby dziecko mówiło
do ojca.
Jezus pragnie,
aby nasze życie było
całkowicie podobne do Jego życia. On pragnie, abyśmy nie tylko dla
Niego
trudzili się, pracowali, modlili się, ale także dla Niego cierpieli.
Chrystus
pragnie, abyśmy naśladowali Go w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej
zniewagi i we wszelkim ubóstwie. Jezus pragnie, abyśmy dla
Niego i razem z Nim
nieśli swój krzyż, jak On sam dla Ojca i mocą Ojca wziął
swój.
Jako
główny cel kontemplacji Ignacy
przedstawia dogłębne poznanie Pana, który dla mnie stał się
człowiekiem, abym
Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady.
<<Poznać
Pana Jezusa>>, to poznać Syna Bożego, który
stał się człowiekiem – z
miłości do człowieka. Poznanie Pana Jezusa ma prowadzić do miłowania
Go.
Poznana miłość zaprasza nas do udzielenia odpowiedzi miłością na
miłość.
Miłowanie zaś
Pana Jezusa ma prowadzić do
naśladowania Go w całym Jego życiu. Dzięki poznaniu, miłowaniu i
naśladowaniu
Chrystusa stajemy się podobni do Niego; stajemy się obrazem Syna Bożego
(por. Rz
8,29).
Odzyskujemy w ten
sposób pierwotne podobieństwo, które
zaszczepił w nas Pan Bóg w ogrodzie Eden w chwili
stworzenia.
W poznawaniu,
miłowaniu i naśladowaniu Jezusa
nie chodzi jednak o zewnętrzne upodobnienie się do Niego. Nie chodzi o jakieś widoczne
dla
oka efekty ludzkiej przemiany. Chodzi raczej o
przebóstwienie całego naszego
życia. Przebóstwienie życia rozpoczyna się od
przebóstwienia serca. Dzięki
przebóstwionemu sercu zaczynamy tak jak Jezus przeżywać, tak
jak On myśleć, tak
jak On decydować i tak jak On działać.
Kształtowanie
siebie na wzór Jezusa Chrystusa
jest jednak nie tylko owocem silnej ludzkiej woli, ale jest
również owocem
wpatrywania się w Jezusa, słuchania Go, wiernego towarzyszenia Mu.
Wytrwała
kontemplacja ewangeliczna powoli, ale dogłębnie i skutecznie przenika
całego
człowieka. Kontemplacja dając nam poznanie Jezusa, rozbudza w nas
pragnienie
Jego miłości. Płonące zaś miłością serce człowieka popycha go do
całkowitego
oddania się kochanej osobie i postępowania według jej pragnień. Tak więc przemiana zewnętrzna
człowieka rodzi się jako owoc
przemienionego serca i umysłu, kształtowanego na wzór serca
Jezusa (O.
Józef Augustyn, Daj mi pić, str. 7-20).
Trochę
dużo tego wyszło... A i tak powycinałem sporo. Myślę, że zostanie mi to
wybaczone. Jak się chce jakiś temat dotknąć trochę głębiej, to niestety
potrzeba i czasu, i miejsca.
KOCHANI
DOMOWNICY!!!
Życzę
Wam na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia przeżycia obecności Pana
takiej,
jakbyście TAM byli, i by z tego płynął wielki pożytek dla Waszych serc.
Niech
Maryja i Józef Was w tym wspomagają. Amen.
A żeby podkreślić, iż nie zapomniałem o
najważniejszym (hihihi),
oczywiście na zakończenie
DESER.
Ojcowie pustyni
wiedli,
jak wiadomo, życie bardzo proste.
Kiedyś abba Sofroniusz, na polecenie
przełożonego, zmuszony był
iść do Aleksandrii, by się wykąpać. Po powrocie rzekł do mieszkającego
z nim
brata.
To byłą męka,
bracie.
A w dodatku zdarzyło się nieszczęście: zgubiłem w kąpieli koszulę...
Dwa lata
później, też
na polecenie przełożonego, abba
Sofroniusz musiał
znów pójść kąpać się do Aleksandrii.
Po powrocie
powiedział do brata:
– Bracie, co za
radość. Znalazłem moją koszulę.
– Gdzie był?
– Pomyśl tylko: nosiłem ją cały czas pod swetrem.
![]() |