rmbbznak150dpi.gif (7907 bytes)

Powrót do listy rozważań

Święto Matki Bożej Bolesnej 1999 r.

 "Jak się nie ma, co się lubi,

 to się lubi, co się ma."

 

 KOCHANI DOMOWNICY!

 

         Rzeczywiście: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Jak się ma za mało czasu, to trzeba polubić jego brak. Właśnie miałem się zabrać za pisanie LISTU, gdy siostra z furty zadzwoniła, że mam gościa. Cóż...

         Rozpoczynam drugie podejście do pisania. Może najpierw pozdrowię Was bardzo serdecznie, słonecznie i wakacyjnie (choć mają je inni, ale i im się kończą). Dawno już żeśmy się nie spotykali na łamach naszego LISTU. A przecież od Wielkanocy tak wiele się zdarzyło. Czy zwróciliście uwagę, że Ojciec św. praktycznie w każde pozdrowienia w czasie swej tegorocznej pielgrzymki do Ojczyzny włączał chorych?

Tak jakoś tym razem dość wcześnie na to zwróciłem uwagę. A potem już wręcz czekałem na słowo skierowane do chorych i cierpiących. I było. To taka nasza wspólna radość, że Ojciec św. o nas pamięta. I dostrzega rolę chorych w Kościele. I przypomina o tym wszystkim. Czy chcą, czy nie, muszą wartość, ale i oczekiwania chorych docenić.

         Ale nie tylko to, z tego co było, chciałem wspomnieć. Pragnę podzielić się z Wami moją radością, z tego, o kim pisałem ostatnio. Wtedy jeszcze oczekiwaliśmy. Teraz stało się. Podczas Mszy Beatyfikacyjnej 13 czerwca w Warszawie Ojciec św. wyniósł do godności błogosławionego Edmunda Bojanowskiego (razem z siostrą Reginą Protmann oraz ze 108 Męczennikami). Mieszkam więc pod jednym dachem z bł. Edmundem. W załączeniu, dzieląc się tym z Wami, przesyłam (niestety nasza Ela będzie musiała to powielić na ksero) ulotkę z tekstem modlitwy o uproszenie łask u Boga za wstawiennictwem bł. Edmunda.

         Teraz wspomnę trochę ze wstydem jeszcze jedno wydarzenie, które miało miejsce. Były nasze rekolekcje w Dąbrowicy, na których miałem być, a nie byłem. I to z własnego niedopatrzenia. Głowę bym dał (no... prawie), że miały być w lipcu, a tymczasem były w czerwcu. Ten czas był dla mnie zupełnie poza możliwościami. Wszystkich zawiedzionych serdecznie przepraszam. Ale myślę, że dobrze się stało, że zawiedliście się na mnie. Raz dlatego, że czas już był, żeby odpocząć ode mnie; a drugie, że uczestnicy rekolekcji mogli odkryć na własnej skórze, że Duch Św. nie jest ograniczony w swym działaniu czyjąś obecnością lub jej brakiem i nie jest przywiązany do czyjegoś tam (w domyśle: mojego) ględzenia. Zaiste: Lepiej uciekać się do Pana, niż pokładać ufność w człowieku (Ps 118,8).

         Kochani Domownicy! Zbliża się nasze święto patronalne - wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. Każdy z nas ma na ten dzień swój pakiet spraw, przemyśleń, próśb. Pamiętajmy w tym dniu o całej Rodzinie Matki Bożej Bolesnej. Jest wiele spraw ważnych. Wymienię tylko jedną: mało nowych powołań do RMBB, a potrzeby rosną bo cierpiących przybywa. Obrazek z życia: jedna z moich sióstr dojeżdża z posługą dobrego słowa na oddział onkologiczny w jednym z poznańskich szpitali. Oczywiście zachęca do modlitwy przez wstawiennictwo bł. Edmunda z rozdawanych wcześniej obrazków (ta sama co na przesłanej ulotce). Jedna z kobiet, której stan nie poprawiał się od dłuższego czasu w chwili desperacji pogniotła obrazek i z gniewem rzuciła siostrze pod nogi i krzyknęła, że niech sobie siostra weźmie swojego świętego, bo jej nic nie pomaga. I Pan Bóg też. Ta akurat historia miała jednak swój pozytywny epilog (ale ile takiego epilogu nie ma!). Otóż gdy siostra pojechała na drugi dzień do szpitala nie zastała tej pacjentki. Okazało się, że stan jej zdrowia na tyle się polepszył, że wypisali ją do domu. Miała przed wyjściem powiedzieć: Będę musiała iść do spowiedzi, a siostrze powiedzcie, żeby przeprosiła bł. Edmunda. Skomentowałem to, że nasz Błogosławiony zdenerwował się i... wziął się bardziej intensywnie za sprawę. To już tak z przymrużeniem oka. Ale jak już napisałem często takiego epilogu nie ma. I pozostaje bunt. A przecież ofiarowanym cierpieniem tak wiele można zdziałać. Kto jednak ma się modlić i ofiarować, by cierpienie się nie marnowało?

A jak już jestem w temacie naszego święta, pozwolę sobie przypomnieć o stronie dnia na dzień liturgicznego wspomnienia Matki Bożej Bolesnej, którą w wielkanocnym liście wszyscy otrzymaliście. Mam nadzieję, że nikomu się nie zawieruszyła. Życzę owocnej modlitwy i głębokich zamyśleń.

 

 

 

         Robię dwie linijki odstępu, bo zamierzam teraz zmienić trochę nastrój z podniosłego i poważnego na mniej podniosły i poważny. Żebyście więc nie dostali myślopląsu (cóż za okropny neologizm. Ciekawe co by prof. Miodek na to powiedział?), uczyniłem powyższy odstęp. Może to mieć poważne znaczenie. Jak w przypadku pewnego człowieka, który po zakończeniu nauki rekolekcyjnej, przystąpił do spowiedzi. A nie był już u niej wiele lat. I wyznał, że pod wpływem nauki księdza, który teraz go spowiada, postanowił przystąpić do tego sakramentu. Ksiądz wysłuchał, udzielił nauki, nałożył pokutę i rozgrzeszył. Ale ponieważ mile go połechtało wyznanie, że to pod wpływem jego nauki nastąpiła ta przemiana, spytał które słowa z jego nauki tak go poruszyły. A ten powiedział: To wtedy, kiedy ksiądz powiedział: Skończyłem jedną część nauki, przechodzę do następnej. Tak sobie pomyślałem, że ja też muszę skończyć tę część życia, które prowadziłem w tak grzeszny sposób i zacząć następną część życia. Już inną.

         A więc do rzeczy. Otóż wszyscy jesteśmy dziećmi. Oczywiście Bożymi. Ale nie tylko. Sfera dziecięca odzywa się w nas do końca życia. A dzieci posiłek zaczynają często od deseru bo go najbardziej lubią. Aby więc wyjść naprzeciw naszym dziecięcym upodobaniom, żeby nie trzeba szukać deseru gdzieś tam na końcu, tym razem deser będzie na początku (no... w zasadzie w środku, ale na początku tematu, o którym parę słów chcę napisać). A ponieważ miałem sygnały, że smakował Kochanym Domownikom deser z sympatycznym mułłą Nasruddinem, więc i tym razem deser z nim w roli głównej.

        

         Pewnego dnia mułła Nasruddin ujrzał dyrektora wiejskiej, idącego na czele grupki dzieci w kierunku meczetu.

- Po co je tam zabierasz? - spytał.

- Panuje susza - odparł nauczyciel - i wierzymy,że wołanie niewinnych poruszy serce Najwyższego.

- Nie liczy się płacz winnych czy niewinnych, lecz mądrość i świadomość - rzekł mułła.

- Jak śmiesz wypowiadać podobne bluźnierstwa przy dzieciach - wykrzyknął nauczyciel. - Udowodnij, że to co powiedziałeś jest prawdą, albo zostaniesz uznany za heretyka.

- Proszę bardzo - odparł Nasruddin. - Jeżeli modlitwa dzieci byłaby tak ważna, nie ostałby się na ziemi ani jeden nauczyciel, ponieważ nie ma dla dzieci rzeczy bardziej nielubianej od szkoły. Powodem dla którego żyjesz, pomimo ich modlitw, jest to, ż e my, którzy lepiej od nich wiemy, co jest dobre, zatrzymaliśmy cię tam, gdzie jesteś.

 (Anthony de Mello, Modlitwa żaby, t. I, s. 27).

 

         Przytoczona anegdota porusza problem wysłuchania naszych modlitw. Czasem nam się wydaje, że mamy całkowity wpływ na to, co Bóg nam da. Że możemy wyprosić wszystko. Przytaczany w tym miejscu jest przykład św. Moniki, która tak długo modliła się o nawrócenie swego syna Augustyna, że ten nie tylko się nawrócił, ale w świętości nawet jakby przerósł matkę. Tylko że wytrwałość na modlitwie, czy inne czynniki sprzyjające wysłuchaniu modlitwy (takim czynnikiem miała być w powyższej anegdocie niewinność dzieci) nie oznaczają, że Bóg MUSI nas wysłuchać dokładnie tak jak sobie tego życzymy. Nie można zapomnieć, że słowa: Bądź wola Twoja obowiązują w każdej naszej prośbie. Bóg wie lepiej, co komu służy, i co służy całemu Kościołowi i wszystkim ludziom. Bo u Boga wszystko jest podporządkowane Jego woli zbawienia wszystkich. W ogóle modlitwa Ojcze nasz pozostanie zawsze wyznacznikiem tego, o co mamy prosić.

         I tu w tym miejscu, podeprę moje rozważania tekstem Listu do Proby św. Augustyna, w którym komentuje Modlitwę Pańską. Tak na marginesie: straciłem dwie godziny, by dokonać przeglądu mojego do Was pisania, żeby zobaczyć, czy już ten tekst się nie pojawił w którymś z wcześniejszych odcinków mojej działki w LIŚCIE. Ale jakoś nie natrafiłem. A przy okazji zaprowadziłem porządek w tym moim pisaniu. I ciekawe rzeczy odkryłem. Np., że jednak raz puściłem tzw. replay (tak się chyba pisze, wymawia: riplej, a znaczy: powtórka). Ciekawe czy pamiętacie kiedy? A teraz już oddaję głos św. Augustynowi:

         Tak więc jeślibyś zechciał zbadać wszystkie modlitwy znajdujące się w Piśmie św., sądzę, że nie znalazłbyś niczego, co nie mieściłoby się i nie było podane w Modlitwie Pańskiej. Toteż można w modlitwie posługiwać się różnymi słowami, prosząc o te same dary, ale nie można prosić o inne.

         Takie modlitwy powinniśmy zanosić do Boga za nas samych, za naszych bliskich, a nawet ponad wszelką wątpliwość, także za nieprzyjaciół, jakkolwiek w sercu modlącego może pojawić się lub przeważać w stosunku do tej czy innej osoby raz jedno, raz drugie uczucie, w zależności od bardziej lub mniej ścisłego związku pokrewieństwa albo przyjaźni.

         Wiesz już zatem - jak sądzę - nie tylko, jak masz się modlić, ale także, o co masz się modlić; nie dlatego, że ja pouczam, ale że poucza Pan, który wszystkich nas zechciał nauczyć.

         Trzeba zabiegać o osiągnięcie szczęśliwego życia i wypraszać je u Pana Boga. Na czym polega szczęście, wielu rozprawiało wiele. Ale po cóż mamy się odwoływać do tylu autorów i tylu poglądów? Krótko i bez cienia błędu mówi nam Pismo św.: "Błogosławiony lud, którego Pan jest Bogiem". Aby należeć do tego ludu, aby dostąpi oglądania Boga i żyć z Nim na wieki, trzeba pamiętać, że "celem nakazu jest miłość, która płynie z czystego serca, dobrego sumienia i wiary nieobłudnej" (1Tm 1,5). (Tak na marginesie: jak wielkim ułatwieniem w szukaniu miejsca, z którego pochodzi jakiś urywek Pisma św., stanowi tzw. konkordancja do Pisma św. Jest to rodzaj słownika, w którym wymienione są wszystkie miejsca w Piśmie św. gdzie jest użyte dane słowo. Ojcowie Kościoła (św. Augustyn nie jest tu wyjątkiem) nie zaznaczali, skąd zaczerpnęli jakiś cytat z Pisma św. Odszukanie cytowanego miejsca nastręczało wielu kłopotów. Natomiast przy pomocy konkordancji można szybko odnaleźć poszukiwane miejsce. I np. to że cytowany wyżej tekst pochodzi z pierwszego listu św. Pawła do Tymoteusza, mogłem ustalić właśnie dzięki konkordancji). Dość jednak tych marginesów. Wracamy do interesującego nas tekstu:

         W wyliczeniu tych trzech cnót przez dobre sumienie należy rozumieć nadzieję. A zatem wiara, nadzieja i miłość prowadzą każdego, kto się modli, do Boga, to jest tego, kto wierzy, ma nadzieję, pragnie i w Modlitwie Pańskiej dostrzega, o co powinien się modlić. (...)

         Chcesz może jeszcze zapytać, dlaczego Apostoł powiedział: "Nie wiemy, o co należy się modlić" (por. Rz 8,26). Nie można wszak przypuszczać, że on sam albo ci, do których przemawiał, nie znali Modlitwy Pańskiej.

         A jednak Apostoł wskazuje, że on sam nie jest wolny od tej niewiedzy, mimo iż zapewne umiał się modlić jak należy. Żeby nie wynosił go ogrom objawień, dany mu został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby go policzkował; wówczas trzykrotnie prosił Pana, aby go policzkował; wówczas trzykrotnie prosił Pana, aby oddalił od niego to doświadczenie, najwidoczniej nie wiedząc, o co należy się modlić. Na koniec usłyszał odpowiedź Boga, dlaczego nie spełniło się to, o co prosił, i dlaczego potrzeba było, aby się nie spełniło: "Wystarczy ci moja łaska, albowiem moc w słabości się doskonali" (2kor 12,9).

         Tak więc w utrapieniach, które mogą pomóc i zaszkodzić, nie wiemy, o co należy się modlić. Ponieważ jednak są one zawsze bolesne, uciążliwe, sprzeciwiają się naturalnym skłonnościom, dlatego pod wpływem pragnienia wspólnego wszystkim ludziom prosimy o ich oddalenie. Tymczasem powinniśmy ufać Panu Bogu naszemu, że jeżeli nie oddala utrapień, to nie dlatego, iż o nas zapomina. Raczej cierpliwie znosząc zło spodziewajmy się dostąpienia dóbr większych. W taki bowiem sposób "moc w słabości się doskonali".

         To zaś zostało napisane, aby się nikt nie wynosił, jeśli został wysłuchany; być może, prosił z niecierpliwością o to, czego lepiej byłoby mu nie otrzymać; aby się też nie zniechęcał i nie powątpiewał w miłosierdzie Boże, jeśli nie został wysłuchany; być może, prosił o to, co ściągnęłoby nań jeszcze boleśniejsze doświadczenia, albo osłabiając pomyślnością, doprowadziło do zupełnego upadku.

         Toteż jeśli się zdarzy coś przeciwnego, niż prosimy, wtedy znosząc cierpliwie i dziękując Bogu za wszystko, nie powinniśmy wątpić - nawet w najmniejszym stopniu - iż bardziej pożyteczne dla nas jest to, co Bóg chce, niż to, czego my sami pragniemy. Taki właśnie przykład dał nam Boski Pośrednik, gdy powiedział: "Ojcze, jeśli to możliwe, niech odejdzie ode Mnie ten kielich". Wkrótce jednak, doskonaląc swą ludzką wolę przyjętą we Wcieleniu, dodaje: "Wszakże nie jako Ja chcę, ale jak Ty, Ojcze". Przeto słusznie "przez posłuszeństwo Jednego, wszyscy stają się sprawiedliwymi" (Rz 5,19).

         Tyle św. Augustyn, a raczej tyle, ile pozwoliłem św. Augustynowi być obecnym w naszym LIŚCIE. Sam jego list do Proby jest znacznie obszerniejszy, ale w interesującym nas temacie, wystarczą te fragmenty. Kończę, bo muszę zdążyć jeszcze dzisiaj na pocztę. Zostańcie z Bogiem. Jeszcze raz pozdrawiamy Wszystkich. My - bo to dzisiaj odwiedził nasz dom o. Walenty i razem słowo wstępne napisaliśmy. W tym miejscu podpiszę się jednak już tylko sam, bo o. Walenty musiał już jechać i nie czekał, aż skończę.

         Z myślą o zbliżającym się święcie Matki Bożej Bolesnej, spotkaliśmy się razem, o. Walenty i ks. Tomasz, u grobu bł. Edmunda Bojanowskiego i przez jego wstawiennictwo, tego wielkiego czciciela Niepokalanej Służebnicy Pańskiej i Matki Bożej Bolesnej na Świętej Górze w Gostyniu, upraszamy potrzebne łaski i błogosławieństwo dla całej Rodziny.

 

rmbbznak150dpi.gif (7907 bytes)

Powrót do listy rozważań