rmbbznak150dpi.gif (7907 bytes)

Powrót do listy rozważań

Wielkanoc 1993 r.

“Jak się nie ma, co się lubi,

to się lubi, co się ma.”

 

         Rozpoczynam nasze kolejne spotkanie poprzez słowo pisane, od przypomnienia naszej myśli przewodniej i kiedy na nią patrzę, robi mi się raźniej, bo właśnie jestem na etapie ciężkiego zastanawiania się, co i jak mam napisać, by to wszystko trzymało się “kupy”.

Wobec tego, aby jeszcze choć na chwilę uciec od tematu – pozdrawiam Was Wszystkich mile i serdecznie. Czuję się tak, jak byście byli tu u mnie i czekali, co też klawisze mojej maszyny do pisania wystukają. Ano zobaczymy...

         Co to my już mamy?

Mamy CZAS i bardzo, bardzo dużo chęci do MODLITWY. Bierzmy się więc “do roboty” - do PRACY. Już św. Benedykt z Nursji powiązał modlitwę z pracą. Wyobraźmy sobie opata Benedykta jak siedzi sobie w klasztorze na Monte Cassino przy zapalonym kaganku z oliwą i skrobiąc się gęsim (koniecznie gęsim) piórem po głowie, zastanawia się jak by tu najkrócej streścić swoją regułę zakonną i jednocześnie udostępnić ją dla wszystkich. I widzimy zapewne ten błysk w oku Benedykta, bo właśnie znalazł to, czego szukał: Ora et labora – Módl się i pracuj.

Myślę, że św. Benedykt nie obrazi się za to gęsie pióro, a my przyjrzyjmy się temu hasłu.

         Ponieważ pracy w potocznym rozumieniu wykonywać nie możemy, uczyńmy modlitwę naszą pracą. Zaraz wyjaśnię, o co tu chodzi. Z czym kojarzy nam się słowo: praca? Wysiłek, obowiązek, utrzymanie (siebie i innych), zaangażowanie, twórczość, efekt, świadomość bycia potrzebnym to m. in. słowa, które w jakiś sposób określają termin: praca. I takie rozumienie pracy próbujmy przenosić na modlitwę. I wtedy benedyktyńska reguła przyjęłaby dla nas formę: módl się i módl się. Oczywiście jest to sytuacja wyjątkowa, gdy ktoś żadnej pracy w potocznym rozumieniu nie może wykonywać. Zresztą nie chodzi o to, by pracę zastępować modlitwą, ale by z modlitwy uczynić swoją formę (uzasadnioną okolicznością choroby) pracy. Np. odwrotnie – mówi się o kimś, że jego praca stała się jak modlitwa, stała się modlitwą. A u nas modlitwa stała się pracą. Z tym, że analogia nie jest doskonała. Można uzasadnić zwrot: módl się i módl się, natomiast nie da się w pełni zastąpić modlitwy pracą i nadużyciem pracy byłby zwrot: pracuj i pracuj. Z tego wynika, że my jesteśmy w lepszej sytuacji niż zapracowujący się na śmierć, a nie mający czasu na modlitwę.

         A teraz wróćmy jeszcze na chwilę do słów określających pracę, zwłaszcza słów: wysiłek i obowiązek. Że Kościół rozumie modlitwę także (na pewno nie wyłącznie) w kategorii tych dwóch słów, świadczy nakładany na księży, zakonników i zakonnice obowiązek odmawiania tzw. Brewiarza czyli modlitwy liturgicznej Kościoła. Oczywiście, że jest to modlitwa, ale są dni kiedy rzeczywiście staje się on (brewiarz) i wysiłkiem i obowiązkiem. Na marginesie – ciekawe, ale odmawiania brewiarza, znajdowania na niego czasu, “uczyłem się” podczas przedłużającego się pobytu w szpitalu, gdy np. (w tym samym czasie) koledzy – klerycy z mojego roku w Seminarium Duchownym intensywnie przygotowywali się do służby kapłańskiej przez żmudny wysiłek choćby uczestniczenia w wykładach.

         Spróbujmy i my “nałożyć” sami na siebie jakiś dodatkowy obowiązek modlitwy, zwłaszcza jeśli nie wiemy, co zrobić z czasem. I tę modlitwę potraktujmy jako pracę (która daje utrzymanie – sobie i innym, która daje możliwość zaangażowania, uzyskania efektu, spełnienia pragnień o twórczości i bycia potrzebnym). Spójrzmy również w ten sposób na modlitwę, która nam do tej pory towarzyszyła i towarzyszyć będzie.

         Czas już, by kończyć. Nie wiem, czy to, co napisałem ma “ręce i nogi”, przyjmijcie więc takiego “inwalidę”. Na następny raz spróbuję napisać o różnych formach tego obowiązku nałożonego przez samego siebie czyli po prostu o różnych formach modlitwy.

         Uff... Wy chyba też będziecie zmęczeni po przeczytaniu tej pisaniny. Pozdrawiam Wszystkich ciepło i serdecznie.

Zostańcie z Bogiem!

 

Po takim wysiłku należy się deser.

Deser mieści się też w temacie modlitwy,

         Pewna rodzina miała zwyczaj zapraszać swą pobożną ciotkę, by jechała z nimi na coroczny piknik. Tym razem o tym zapomnieli. Gdy w końcu zaproszenie nadeszło w ostatniej chwili, ciotka odpisała: “Za późno, modliłam się już o deszcz”.

 

rmbbznak150dpi.gif (7907 bytes)

Powrót do listy rozważań