![]() |
Wielkanoc
1996 r.
"Jak się
nie ma, co się lubi,
to
się lubi, co się ma."
KOCHANI
DOMOWNICY!
Czas
rozpocząć nasze kolejne spotkanie. Ojciec św. podczas ubiegłorocznej
pielgrzymki do naszej Ojczyzny, w Krośnie przypomniał nam o
chrześcijańskich
pozdrowieniach, przez które przekazujemy bliźnim najlepsze
życzenia, i w
których zawarta jest nasza chrześcijańska godność (por.
homilia podczas mszy
św. w Krośnie 10.06.1997 r.). Niech więc na początku naszego spotkania
pojawi
się jedno ze wspomnianych wtedy pozdrowień:
Niech będzie
pochwalony Jezus Chrystus !
Pragnę
wszelkie życzenia dobra - zgodnie z tym, co wyżej przypomniałem - w tym
pozdrowieniu Wam, Drodzy Domownicy, przekazać. A mamy powód
by chwalić Pana
Jezusa. To On dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba, by na
koniec
swego ziemskiego życia przyjąć okrutną mękę i śmierć na krzyżu, by
wreszcie
pokazać, że śmierć nie ma władzy nad Nim ani nad tymi,
którzy do Niego należą.
Jezus umarł. Jezus zmartwychwstał. Jezus żyje i przybędzie. Niech Imię
Jego
będzie pochwalone!
W
tym paschalnym nastroju wejdźmy ponownie w nasze rozważania o
modlitwie.
Sygnalizowałem już, że będę odwoływał się do wiedzy i doświadczeń
innych.
Dodatkowo jeszcze o konieczności tego utwierdziły mnie słowa o. Jacquesa Philippe`a,
znawcy życia
wewnętrznego: "Osobom powołanym do zajmowania się życiem wewnętrznym
innych ludzi zawsze zagraża pycha oraz pewien zawłaszczający
sposób traktowania
tych ludzi. Dużym niebezpieczeństwem jest prowadzenie innych w oparciu
tylko o
własne doświadczenia. Wtedy najczęściej chcemy nauczać rzeczy,
które dla nas są
dobre, ale dla innej osoby wcale takie być nie muszą. Potrzebne jest tu
wielkie
poszanowanie wolności duszy drugiego człowieka. Należy bardzo szanować
działanie Boże w nim. Nie narzucać innym naszych własnych
pomysłów. Są one
bowiem zawsze zbyt ciasne i płytkie wobec bogactwa
różnorodności tego, co
proponuje Bóg." I jeszcze jedna cenna jego uwaga: "Prawdziwa
modlitwa
musi być zweryfikowana w codziennym życiu." Dlatego więc po tych
wszystkich
uwagach, tym razem chciałbym oddać głos o. Józefowi
Kaźmierczakowi,
franciszkaninowi czarnemu (bo jak wiecie są jeszcze brązowi) z
poznańskiego
Wzgórza Przemysława, który jest moim serdecznym
przyjacielem i który cierpi na
tę samą chorobę, co ja. Jest autorem kilku pozycji omawiających
mariologię
według św. Maksymiliana Kolbego, redaguje gazetkę w sanktuarium Matki
Bożej w
Cudy Wielmożnej w Poznaniu na Wzgórzu Przemysława. Jest
cenionym spowiednikiem
i znawcą życia duchowego. Przy okazji polecam go Waszym modlitwom,
bowiem
choroba daje mu się czasem i coraz intensywniej we znaki. To tyle
reklamy a
teraz już dopuszczam wreszcie o. Józefa do głosu:
Jak
się modlić - refleksja o medytacji
"Niejednego
przenika lęk przed całkowitą utratą aktywności. Co wtedy robić ze sobą
i z
czasem? Zapewne zawsze można się modlić. Nieraz nie wyobrażamy sobie
jakie
bogactwo przeżyć mieści się w modlitwie. Ważność modlitwy niby jest
rzeczą
oczywistą. Mówi się o modlitwie i cierpieniu jako
skutecznych środkach
apostolskich.
Nie chodzi tylko o modlitwę słów, bo jak
mówiła Patronka chorych na SM (stwardnienie rozsiane. Bł.
Aniela Salawa sama na
tę chorobę cierpiała - przyp. aut.):”Jak
będziesz tyle mówić, to cię buzia rozboli”.
Słowo
“dewotka” lub “dewot” jest
używane na określenie pewnego skrzywienia pobożności
- niewłaściwej jej formy. Na czym polega ta niewłaściwość? Polega na
przesadnej
liczbie słów, a także na szukaniu ciągle nowych,
nadzwyczajnych formuł
modlitewnych, jakby modlitwa zależała od formuł, albo jakby Pan
Bóg potrzebował
takich nadzwyczajności. Skutek bywa taki, że większą uwagę przykłada
się do
wypowiedzenia formuł niż do rzeczywistego kontaktu z Bogiem. Nieraz
nawet brak
miejsca i czasu, by pośród wielości zobowiązań i to
“modlitewnych” mieć siły na
rzeczywisty kontakt z Bogiem. Na początku modlitwy zapewne trzeba i
słów. Bywa
jednak, że dochodzi do pewnego zatrzymania się tylko na słowach, jako
pewnego
obowiązku. Nie dochodzi do tęsknoty za Bogiem i miłości, brak tego
zadziwienia,
że Bóg jest. Słowa nieraz wymawia się mechanicznie, bez
skupienia i prawdziwego
spotkania z Bogiem.
Potrzeba
zaś medytacyjnego trwania z Bogiem. Zatrzymania naszej świadomości na
Bożej
obecności. Niektórzy nawet nie wiedzą, że takie trwanie też
jest modlitwą.
Nawet, gdy człowiek nic nie może, to zawsze jeszcze choćby cząstkę
swojej uwagi
może skierować na Boga. Medytacja to próba spotkania się z
Bogiem w pewnej
wewnętrznej ciszy i zadumie, w zadziwieniu, że Bóg jest w
nas. Można w
medytacji korzystać z urywków Pisma Św., nad
którym podejmujemy refleksję, i
którym się modlimy. Rozmyślamy o tajemnicach z życia Jezusa
i Maryi w czasie
różańca.
Rozmyślaniem,
medytacją jest też
zastanawianie się, co zrobić, aby się podobać Panu Jezusowi, co by
zrobił Pan
Jezus na moim miejscu. Można zastanowić się, co znaczą słowa
“Ojcze nasz”.
Następnie można
z tą świadomością, że mamy
dobrego Ojca, jakby w Jego ramionach trwać dłuższy czas.
Niewiara
w miłość Boga jest największą przeszkodą głębszej modlitwy. Trzeba
sobie to
uświadomić, że stajemy przed Tym, który naprawdę nas kocha.
Bóg nie jest
podobny do monarchy na tronie, ani do prawodawcy, który
rozkazuje, a potem
nagradza lub karze; nie jest też Bogiem, który chroni i
zabezpiecza przed
przeciwnościami, a raczej daje moc, by żyć w tych przeciwnościach; nie
jest też
Kimś obojętnym na ludzki los. Takiego Boga po prostu nie ma. Jest to
fałszywy
obraz Boga. Bóg jest podobny do ojca, który tuli
marnotrawnego syna, gdy wrócił
do domu. Warto poczuć się w ramionach Boga Ojca i zastanowić się jak
czuję się
w tej sytuacji. Jeśli źle, to dlaczego nie dowierzam miłości Boga?
Nawet
gdyby Bóg tylko nas stworzył, to już ta prawda o stworzeniu
jest wystarczającą,
aby całą wieczność kontemplować miłość Wszechmogącego. Bóg
po grzechu mógł nas
pozostawić, a jednak tego nie uczynił, ale posłał swego Syna,
którego ludzie
odrzucili i ukrzyżowali. On przyszedł do swojej własności, a swoi Go
nie
przyjęli. Jego miłość jest jednak nieodwracalna. Nadal kocha i czeka na
swoich
synów. Bóg nie kocha tylko wtedy jak jesteśmy
dobrzy, co nieraz słyszeliśmy.
Bóg zawsze i bezwarunkowo kocha. Nie-kochanie sprzeciwia się
temu Kim Bóg jest
w samej swojej istocie.
Chwile
takiej medytacji, rozmyślania są nam absolutnie konieczne. Dzisiejsze
czasy, w
których jest wiele egoizmu, osamotnienia, braku duchowej
głębi, szczególnie
potrzebują modlitwy. Przeżywamy całe okrucieństwo egzystencji. W tej
sytuacji
człowiek potrzebuje powrotu do krainy szczęścia, potrzebuje medytacji.
Jest
różnica między chrześcijańską medytacją, a technikami
medytacji z Dalekiego
Wschodu. W medytacji chrześcijańskiej dochodzi zawsze do spotkania
dwóch osób:
człowieka i Boga. W medytacjach wschodu osoba nie wie komu się
powierza, ani
dokąd zmierza.
Trzeba
pamiętać, że nie ilość wiedzy jest ważna, ani ilość słów
wypowiedzianych, gdy
chodzi o medytację, ale wewnętrzne smakowanie i odczuwanie, po prostu
więź z
Bogiem. Czasami cisza jakiej wymaga czas medytacji ujawnia pewien
niepokój
wewnętrzny jaki w nas jest i dlatego uciekamy od ciszy, źle się czujemy
ze sobą
w ciszy. Dlaczego? Albo nie akceptujemy siebie, albo nie dowierzamy
Bogu.
Modlitwa
medytacyjna powinna zwykle kończyć się jakimś wnioskiem praktycznym.
Samo
jednak trwanie przed Bogiem jest ważnym owocem medytacji, a także
poznawanie
siebie nie dokona się inaczej jak przez medytację.
Medytacja,
rozmyślanie z biegiem czasu przechodzi w chwile ciszy, przebywania sam
na sam z
Jezusem. To jest dla nas bardzo ważne, że sama świadomość iż Jezus jest
ze mną
już jest modlitwą. Trwać w obecności Jezusa to znaczy modlić się.
Natomiast
mnożenie tylko modlitw ustnych nie zmierza do takiego wyciszenia i do
kontaktu
z Bogiem. Po odmówieniu wielu modlitw ustnych człowiek
czuje, że spełnił
obowiązek i od razu zaczyna mówić i działać, a po
rzeczywistym kontakcie z
Bogiem chciałby jeszcze jakiś czas trwać w ciszy, milczeniu. Nie jest
skłonny
od razu wchodzić w jakieś rozmowy" (o. Józef Kaźmierczak,
Jak się modlić -
refleksja o medytacji).
Kochani
Domownicy! Dziękujemy ojcu Józefowi za swoje przemyślenia.
Myślę, że mogę w
Waszym imieniu zapewnić, że włączycie go w Wasze modlitwy. O.
Józef
"przemówi" jeszcze raz w "deserze". A póki co,
korzystając
z okazji pragnąłbym nawiązać do zbliżających się Świąt Paschalnych i
zakończyć
życzeniami. Niech Wam towarzyszy w tym świątecznym czasie głęboka
świadomość
związku Chrystusowego Zmartwychwstania z Jego wcześniejszymi
cierpieniami.
Można zaryzykować stwierdzenie, że nie byłoby Zmartwychwstania bez męki
i
śmierci Jezusa. Czy dostrzeżenie tego związku ma już moc wpływania na
własne
życie? Życzę, by tak się stało, i by radość tego odkrycia ponownie Wam
w te
Święta towarzyszyła.
A
teraz oczywiście wielkanocny deser. Najpierw na wesoło - wielkanocnie -
bo z
jajkiem w roli głównej a potem też coś "na czasie", coś "pod
temat" a na koniec refleksyjnie:
1. Rzecz
dzieje się na probostwie, gdzie
preferuje się oszczędny tryb życia. Wikary na śniadanie dostawał zawsze
pół
jajka. W końcu się zdenerwował i powiedział gosposi, żeby mu dawała
całe jajko.
Gosposia poszła z tym do proboszcza mówiąc o żądaniu
wikarego. A proboszcz na
to do gosposi: "A niech tam mu pani da to całe jajko. Trudno. Sam
chciał.
Zapewne potem pęknie.
(powtórzone za
tegorocznym kaznodzieją pasyjnym, z którym wymienialiśmy się
kawałami)
2. A teraz
prawdziwe
"kwiatki franciszkańskie" zebrane przez ojca Józefa:
- W
Wielkim Tygodniu jeden z kapłanów miał
poczekać, aż ludzie się rozejdą, i po adoracji schować Najświętszy
Sakrament.
Jednakże ludzie modlili się, a kobiety śpiewały i śpiewały. W końcu w
jakiejś
przerwie powiedział: "No przestańcie już, dajcie Panu Jezusowi też
odpocząć".
– Profesor logiki
w Gnieźnie przyszedł na rozmyślanie w piżamie pod habitem a nie
zauważył, że
habit miał z tyłu podwinięty za paskiem i z tyłu "wyglądała" piżama.
Inny Ojciec jak to zobaczył o mało nie pękł ze śmiechu.
– Dwóch
naszych
Ojców szło w kapeluszach. Jednemu na kapelusz narobił
ptaszek. Drugi
pocieszając go rzekł: "Dobrze, że to nie leciała krowa".
3. O.
Józef pisze również wiersze. Oto jeden
z nich na koniec:
Boże
niebieski
jak
niebieska farba
jak
błękit nieba
i
jeszcze więcej.
Boże
coś w niebie
jak
w pałacu złotym
ubranym
szmaragdami
i
jeszcze więcej.
Boże
mądry
jak
mój rozum
i
mędrcy wieków
i
jeszcze więcej.
Boże
najświętszy
jak
Maryja Panna
jak
Chrystus Człowiek
i
jeszcze
więcej.
Boże
ważniejszy
niż
moje życie
niż
życie świata
i
jeszcze więcej.
Boże
wspaniały
jak
matka daje życie
jak
ojciec co nie cofa płodności
i
jeszcze więcej.
Cóż
wiemy o Bogu
jak
pusta książka
jak
niemoc bezsiły
i
jeszcze więcej.
Tylko
kolana
i niemy zachwyt
chwila
spotkania
i
jeszcze więcej.
O,
prowadź w to więcej
studnię
co dudni
pustkę
bezmierną
Pełności
Pełń.