![]() |
Wielkanoc
2000 r.
"Jak
się nie ma, co się lubi,
to się lubi, co się
ma."
KOCHANI DOMOWNICY!
Ostatnio
napisałem tak dużo, że starczyłoby na dwa, a może trzy razy. Mam
nadzieję, że
przebrnęliście przez to moje pisanie, i że obficie korzystacie z łask
Roku
Jubileuszowego. Minęły już trzy miesiące Roku Łaski. Trzeba się
spieszyć, by
zebrać jak
największe owoce tego szczególnego czasu.
Pragnę
w tym, co poniżej napiszę, ponownie podjąć temat Jubileuszu Roku 2000,
gdyż
wielkie bogactwo tego świętego okresu trzeba odkrywać. Z perspektywy
Kościoła
Jubileuszowego, którym jest kaplica Sióstr
Służebniczek i jednocześnie
sanktuarium bł. Edmunda Bojanowskiego gdzie jestem kapelanem z pewnym
smutkiem
zauważam stosunkowo małe zainteresowanie włączeniem się w obchody Roku
Jubileuszowego. Ludzie zagonieni, zajęci swoimi sprawami, nie potrafią
oderwać
się od swoich problemów, by otworzyć się na sprawy Boże w
trochę większym
stopniu. Może właśnie dlatego,
że nie
"chwycili", o co w tym wszystkim chodzi? W każdym razie, by Wam to
nie groziło, jeszcze o świętowaniu Jubileuszu będę pisał.
W
tym "numerze" naszego Listu podejmę tylko jeden wątek biblijnego
spojrzenia na jubileusz, gdyż źródło, z którego
czerpię, zarysowuje w sposób
całościowy podstawy biblijno - teologiczne jubileuszu, ale jest tego
taka
obfitość, że na raz byłoby za wiele.
Aby
wejść w ducha obchodów jubileuszowych trzeba koniecznie
odwołać się do tradycji
Starego Testamentu. Rok Jubileuszowy wyrasta
bowiem z
relacji między Bogiem a Izraelitami. Ta relacja opierała się na
dwóch
podstawowych przesłankach: Przymierzu i Wyjściu z Egiptu. W zasadzie
chodzi o
Przymierze na Synaju, ale ponieważ Przymierza z Abrahamem Izraelita nie
mógł pominąć (czego
świadectwem są spory Żydów z Jezusem),
dlatego Przymierze jest w kolejności przed Wyjściem. Tym niemniej
logicznie
będzie zacząć od Wyjścia.
Wyjście oznaczało dla Izraelity potężną
i wspaniałą ingerencję Boga w losy zniewolonego narodu. Bóg,
który czuje się
odpowiedzialny za Naród Wybrany, staje w jego obronie i
wyprowadza z niewoli
zła, której konkretnym wyrazem był faraon i Egipt. Izrael z
tej niewoli jest
uwolniony. Wyzwolicielem
jest Bóg. On (mówiąc
ludzkimi
pojęciami) wykupił Izraela i stał się jego Właścicielem.
Po
Wyjściu w trakcie wędrówki przez pustynię, następuje na
Synaju zawarcie
Przymierza między Bogiem, który uwolnił z niewoli, a
Izraelitami, którzy odtąd
mają pełnić wolę Boga. Jam jest Pan, Bóg TWÓJ,
którym cię wywiódł z ziemi
egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz.... pamiętaj...,
czcij... (Wj
20,2nn). Bóg ze swej strony obiecuje Ziemię
Obiecaną, w
której każdy Izraelita będzie miał swój udział,
swoje dziedzictwo. Ale człowiek
nie jest właścicielem (dziś ekonomiści dodaliby zapewne:
strategicznym) tego
dziedzictwa, lecz jego użytkownikiem, który jednak nadanie
użytkowania swojego
dziedzictwa otrzymał nie od kogoś tam, ale od samego Boga. Dziedzictwo
nie
mogło się stać własnością bezwzględną Izraelity, bowiem sam Izrael jest
własnością Boga. Bóg jest jego właścicielem. Ziemia Obiecana
to dar
Boga. I człowiek
będzie żył w posiadłości Boga. I będzie z niej korzystał.
Wiadomo
jednak, że to, co w założeniu jest proste i oczywiste, w realizacji
jest już
pełne problemów. Np.
dlaczego, skoro Ziemia Obiecana
jest własnością Boga i Bóg daje ją w darze, to trzeba
walczyć o ten dar i go
zdobywać. To już jednak osobny temat, więc go zostawię.
Wróćmy zaś do Wyjścia i
Przymierza. Oto nastąpiło wyjście z niewoli i zawarcie Przymierza. Ale
nie
zniknęły zagrożenia dla wolności. Z zewnątrz, jak i od wewnątrz, ze
strony
samych Izraelitów. W zawartym Przymierzu Bóg w
zamian za wierność w
przestrzeganiu Przykazań był gwarantem bezpieczeństwa od strony
narodów
ościennych. Natomiast gwarantem zabezpieczającym przed zniewoleniem
jednych
Izraelitów przez drugich miała być właśnie instytucja roku
jubileuszowego. Był
to rodzaj amnestii, darowania długów,
przywrócenie dziedzictwa, które zostało
zagarnięte za długi, wreszcie przywrócenie pełnej
wolności tym, którzy stali się
ze względu na długi niewolnikami. Rok jubileuszowy przypadał
co pięćdziesiąt lat - tyle na ile wtedy obliczano liczbę
lat jednego
pokolenia. Wynikało z tego, że każdy na jakimś etapie swojego życia
dozna
dobrodziejstw (załapie się - mówiąc dzisiejszym żargonem)
roku jubileuszowego.
Z uważnej lektury przepisów regulujących
sposób obchodzenia roku jubileuszowego (Kpł 25)
wynika, że miał on być dla każdego Hebrajczyka czasem powrotu do
pierwotnej wolności i
odbudowy wspólnoty braterskiej, opartej na
zasadzie równości. (...) Wolność,
równość i braterstwo (oczywiście nie w
wydaniu Wielkiej Rewolucji
Francuskiej - uwaga moja) to największe dary
Boga dla Izraela...,
są w gruncie rzeczy
owocem Przymierza, które Bóg im
zaproponował i zawarł z nimi na Synaju.
...zwyczaj
roku jubileuszowego łączył się w pierwszym rzędzie z
opartym na rodzinie modelem społeczności izraelskiej.
Prawo roku
jubileuszowego broniło
(więc) przede wszystkim te najmniejsze podmioty życia
społecznego,
jakimi były rodziny.
Prawo
roku jubileuszowego miało chronić ten pierwotny ustrój,
oparty na zasadach
równości, sprawiedliwości i autentycznego braterstwa przed
degeneracją.
Dokonywany regularnie co pięćdziesiąt lat zwrot zubożałym braciom
nabytych od
nich za długi "posiadłości dziedzicznych" skutecznie niwelował
nieunikniony w pewnej mierze, a zarazem skandaliczny w społeczności
ludu
Bożego, podział na dwie warstwy: nieliczną grupkę coraz zamożniejszych
bogaczy
i ciągle wzrastające
rzesze nędzarzy i niewolników.
Równocześnie świadomość
zbliżającego się roku jubileuszowego osłabiała żądzę bogacenia się
jednych
kosztem drugich oraz pokusę złego traktowania zubożałych braci i
niewolników
izraelskich. Rok jubileuszowy przypominał bowiem bogatym, że przyjdzie czas, gdy
ich
niewolnicy z Izraela oraz ubodzy znów będą równi
i będą mogli upomnieć się o
swe prawa. Natomiast dla wydziedziczonych, zubożałych i
niewolników spośród
ludu Izraela zbliżający się rok jubileuszowy był źródłem
nadziei na wyzwolenie
z ubóstwa i niewoli. Nadzieja ta dodawała sił do mężnego
znoszenia wszelkich
przeciwności związanych z ubóstwem i niewolą,
która wiązała się z oddaleniem od
własnej rodziny bądź rodu, a nawet pokolenia.
(Ks.
Henryk Witczyk, JUBILEUSZ, w: Te Deum
laudamus - Program
duszpasterski na Wielki Jubileusz Roku
2000)
KOCHANI
DOMOWNICY !
I
to, co napisałem niby sam, i to, co napisane kursywą
jako
cytat pochodzi z tego samego źródła podanego wyżej. Muszę
przyznać, że lektura
(której zresztą jeszcze nie skończyłem)
referatu
(ciekawy jestem kto był w stanie tak długo wysiedzieć, bo referat jest
na ponad
pięćdziesiąt stron) ks. Witczyka bardzo wiele mi dała. To co
zostało powyżej zapisane, to tylko część tematu. Tradycja
starotestamentalna ma
swój ciąg dalszy, a potem jest Nowy Testament i dzieje
Kościoła. Uznałem, że
podzielę ten materiał na kilka części i w naszych Listach jakoś to
bogactwo
będę chciał Wam przekazać. Nie wyrzucajcie
więc tego
tekstu, bo przyda się przy kolejnych odcinkach.
I
tak sobie myślałem nad tym starotestamentalnym wątkiem jubileuszu. Ale
zanim napiszę o czym tak
sobie myślałem, zacytuję jeszcze raz
słowa ks. Witczyka, którymi kończy swój referat:
"Panie,
naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy zdobyli mądrość serca" (Ps
90,12). (...) Znać wagę czasu,
w którym się żyje, to mądrość. Oznacza to bowiem
dostrzeganie wielkiej szansy, jaką Opatrzność daje. Trzeba ją jednak
właściwie
odczytać. Można Jubileusz zrozumieć jako wezwanie do świętowania i
celebrowania, do chodzenia w kolorowych pielgrzymkach, do pokazywania się na
ekranie
telewizora w wielkiej narodowo - indywidualnej gali (najlepiej u boku
Ojca
Świętego). Ale można też rok jubileuszowy przeżywać według wzoru
(biblijnego).
To, co się mówi i pisze o Roku Jubileuszowym, trochę
zdominowane jest przez to,
co Bóg dla nas czyni, ile naszych długów jest nam
gotowy darować, jakie warunki
trzeba spełnić, żeby się "załapać" na odpust jubileuszowy. A przecież
jak zostało to
powyżej
przedstawione, rok jubileuszowy wiązał się z wielką aktywnością ludzką.
Jedni
drugim długi darowali, otwierali się na przyjęcie wolności... Ojciec Św. wyraźnie do tego
nawiązywał zachęcając kraje
bogate do umorzenia choćby części długów krajów
ubogich. A my? Czy i od nas
może wypływać darowanie długów? Zobaczmy nie tyle tych,
wobec których czujemy
się winni czy dłużni, ale tych, którzy są naszymi dłużnikami
czy winowajcami.
Czy Rok
Jubileuszowy nie zaprasza nas, by
darować długi złych czynów, decyzji, słów,
niewystarczającej opieki czy braku
chęci zrozumienia; długi
które inni wobec nas
zaciągnęli? By darując - przywrócić wolność tym,
którzy jęczą w niewoli naszych
wspomnień, urazów po doznanych krzywdach? Prośba: I odpuść
nam nasze winy, jako
i my odpuszczamy naszym winowajcom w Roku Jubileuszowym nabiera
szczególnego
wymiaru. Rok Jubileuszowy to czas nie tylko świętowania i uroczystych
celebracji, ale to czas wysiłku i pracy. To nie tylko czas Bożego
zmiłowania i
łaski, ale też czas ludzkiego zmiłowania i ludzkiej łaski. To czas
otwierania
się na dar i czas dawania daru. A że nie zawsze jest to takie proste i
oczywiste, niech świadczy cena, jaką za darowanie naszych
długów wobec Boga
zapłacił Chrystus.
Niech
nadchodzące Święta Zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa w tym
świętym
czasie ROKU ŁASKI od Pana będą wielkim przeżyciem przyjęcia daru, jakim
jest
uwolnienie od długu wobec Boga, który jest bogaty w
miłosierdzie.
Niech
nadchodzące Święta naszego udziału w zmartwychwstaniu Pana naszego
Jezusa
Chrystusa w tym świętym czasie ROKU ŁASKI od Pana, owocując działaniem
na wzór
Pana, będą wielkodusznym ofiarowaniem daru, jakim jest uwolnienie od
długów
innych wobec mnie, który jestem zdolny do naśladowania Boga
w Jego bogactwie.
I jeszcze deser na świąteczny stół:
W
pewnej wiosce rybackiej, na małej włoskiej wysepce panowało takie
prawo, że
kobieta przyłapana na cudzołóstwie musiała umrzeć: strącano
ją z wysokiej
skały.
Stało się, że na przyłapaną na
tym niecnym czynie niewiastę skazano na tą okrutną karę. Jednak z
powodu
nieobecności męża, który akurat wypłynął na dalekie połowy,
odroczono wykonanie wyroku do
czasu jego powrotu. Dni mijały a mąż nie wracał. Postanowiono
więc wykonać wyrok. I rzeczywiście wykonano -
winowajczynię strącono ze
skały.
Jakież jednak
było
zdumienie mieszkańców wioski, gdy na drugi dzień ujrzeli tę
kobietę całą i
żywą.
- Mąż
mój -
opowiadała szczęśliwa - dowiedziawszy się o moim losie, rozciągnął u
podnóża
skały sieci i w ten sposób uratował mi życie.
(za:
K.Wójtowicz,
Przyczynki, s.116)
I
jeszcze znana historyjka, ale porusza serce:
Zbliżał się powoli
termin,
kiedy więzień po odbyciu wieloletniej kary miał wyjść na wolność. Z
roku na rok
kontakt z domem rodzinnym jakoś się rozluźniał, tak że skazany
zaczął wątpić, czy może wrócić
do swoich. Bał się, że odmówią mu przyjęcia go. Dlatego
prosił tylko o znak: na
drzewie, co rośnie na wzgórzu za ostatnim zakrętem przed
stacją, powieście dużą
kolorową chustę; gdy pociąg wyjedzie na prostą, zobaczę i będę wiedział
czy
mogę wrócić, czy mam jechać dalej.
Nadszedł w końcu
upragniony dzień wolności. Były więzień siedzi w napięciu przy oknie i
wyczekuje umówionego drzewa. I nagle za zakrętem jawi się
owo drzewo, całe
obwieszone - jak choinka na Święta - tysiącem kolorowych chusteczek.
(za: K.Wójtowicz, Okruchy, s.131)
![]() |