rmbbznak150dpi.gif (7907 bytes)

Powrót do listy rozważań

Wielkanoc 2000 r.

 "Jak się nie ma, co się lubi,

 to się lubi, co się ma."

KOCHANI  DOMOWNICY!

         Ostatnio napisałem tak dużo, że starczyłoby na dwa, a może trzy razy. Mam nadzieję, że przebrnęliście przez to moje pisanie, i że obficie korzystacie z łask Roku Jubileuszowego. Minęły już trzy miesiące Roku Łaski. Trzeba się spieszyć, by  zebrać jak największe owoce tego szczególnego czasu.

         Pragnę w tym, co poniżej napiszę, ponownie podjąć temat Jubileuszu Roku 2000, gdyż wielkie bogactwo tego świętego okresu trzeba odkrywać. Z perspektywy Kościoła Jubileuszowego, którym jest kaplica Sióstr Służebniczek i jednocześnie sanktuarium bł. Edmunda Bojanowskiego gdzie jestem kapelanem z pewnym smutkiem zauważam stosunkowo małe zainteresowanie włączeniem się w obchody Roku Jubileuszowego. Ludzie zagonieni, zajęci swoimi sprawami, nie potrafią oderwać się od swoich problemów, by otworzyć się na sprawy Boże w trochę większym stopniu. Może właśnie dlatego, że nie "chwycili", o co w tym wszystkim chodzi? W każdym razie, by Wam to nie groziło, jeszcze o świętowaniu Jubileuszu będę pisał.

         W tym "numerze" naszego Listu podejmę tylko jeden wątek biblijnego spojrzenia na jubileusz, gdyż źródło, z którego czerpię, zarysowuje w sposób całościowy podstawy biblijno - teologiczne jubileuszu, ale jest tego taka obfitość, że na raz byłoby za wiele.

         Aby wejść w ducha obchodów jubileuszowych trzeba koniecznie odwołać się do tradycji Starego Testamentu. Rok Jubileuszowy wyrasta bowiem z relacji między Bogiem a Izraelitami. Ta relacja opierała się na dwóch podstawowych przesłankach: Przymierzu i Wyjściu z Egiptu. W zasadzie chodzi o Przymierze na Synaju, ale ponieważ Przymierza z Abrahamem Izraelita nie mógł pominąć (czego świadectwem są spory Żydów z Jezusem), dlatego Przymierze jest w kolejności przed Wyjściem. Tym niemniej logicznie będzie zacząć od Wyjścia.

         Wyjście oznaczało dla Izraelity potężną i wspaniałą ingerencję Boga w losy zniewolonego narodu. Bóg, który czuje się odpowiedzialny za Naród Wybrany, staje w jego obronie i wyprowadza z niewoli zła, której konkretnym wyrazem był faraon i Egipt. Izrael z tej niewoli jest uwolniony.  Wyzwolicielem jest Bóg. On  (mówiąc ludzkimi pojęciami) wykupił Izraela i stał się jego Właścicielem.

         Po Wyjściu w trakcie wędrówki przez pustynię, następuje na Synaju zawarcie Przymierza między Bogiem, który uwolnił z niewoli, a Izraelitami, którzy odtąd mają pełnić wolę Boga. Jam jest Pan, Bóg TWÓJ, którym cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz.... pamiętaj..., czcij... (Wj 20,2nn). Bóg ze swej strony obiecuje Ziemię Obiecaną, w której każdy Izraelita będzie miał swój udział, swoje dziedzictwo. Ale człowiek nie jest właścicielem (dziś ekonomiści dodaliby  zapewne: strategicznym) tego dziedzictwa, lecz jego użytkownikiem, który jednak nadanie użytkowania swojego dziedzictwa otrzymał nie od kogoś tam, ale od samego Boga. Dziedzictwo nie mogło się stać własnością bezwzględną Izraelity, bowiem sam Izrael jest własnością Boga. Bóg jest jego właścicielem. Ziemia Obiecana to dar  Boga. I człowiek będzie żył w posiadłości Boga. I będzie z niej korzystał.

         Wiadomo jednak, że to, co w założeniu jest proste i oczywiste, w realizacji jest już pełne problemów. Np. dlaczego, skoro Ziemia Obiecana jest własnością Boga i Bóg daje ją w darze, to trzeba walczyć o ten dar i go zdobywać. To już jednak osobny temat, więc go zostawię. Wróćmy zaś do Wyjścia i Przymierza. Oto nastąpiło wyjście z niewoli i zawarcie Przymierza. Ale nie zniknęły zagrożenia dla wolności. Z zewnątrz, jak i od wewnątrz, ze strony samych Izraelitów. W zawartym Przymierzu Bóg w zamian za wierność w przestrzeganiu Przykazań był gwarantem bezpieczeństwa od strony narodów ościennych. Natomiast gwarantem zabezpieczającym przed zniewoleniem jednych Izraelitów przez drugich miała być właśnie instytucja roku jubileuszowego. Był to rodzaj amnestii, darowania długów, przywrócenie dziedzictwa, które zostało zagarnięte za długi, wreszcie przywrócenie  pełnej wolności tym, którzy stali się ze względu na długi niewolnikami. Rok jubileuszowy przypadał co pięćdziesiąt lat - tyle na ile wtedy obliczano liczbę lat jednego pokolenia. Wynikało z tego, że każdy na jakimś etapie swojego życia dozna dobrodziejstw (załapie się - mówiąc dzisiejszym żargonem) roku jubileuszowego.

 

         Z uważnej lektury przepisów regulujących sposób obchodzenia roku jubileuszowego (Kpł 25) wynika, że miał on być dla każdego Hebrajczyka czasem  powrotu do pierwotnej wolności i odbudowy wspólnoty braterskiej, opartej na  zasadzie równości. (...) Wolność, równość i braterstwo (oczywiście nie w wydaniu Wielkiej Rewolucji  Francuskiej - uwaga moja) to największe dary Boga dla Izraela..., w gruncie rzeczy owocem Przymierza, które Bóg im zaproponował i zawarł z nimi na Synaju.

         ...zwyczaj roku jubileuszowego łączył się w pierwszym rzędzie z opartym na rodzinie modelem społeczności izraelskiej.

Prawo roku jubileuszowego broniło (więc) przede wszystkim te najmniejsze podmioty życia społecznego, jakimi były rodziny.

         Prawo roku jubileuszowego miało chronić ten pierwotny ustrój, oparty na zasadach równości, sprawiedliwości i autentycznego braterstwa przed degeneracją. Dokonywany regularnie co pięćdziesiąt lat zwrot zubożałym braciom nabytych od nich za długi "posiadłości dziedzicznych" skutecznie niwelował nieunikniony w pewnej mierze, a zarazem skandaliczny w społeczności ludu Bożego, podział na dwie warstwy: nieliczną grupkę coraz zamożniejszych bogaczy i ciągle wzrastające  rzesze nędzarzy i niewolników. Równocześnie świadomość zbliżającego się roku jubileuszowego osłabiała żądzę bogacenia się jednych kosztem drugich oraz pokusę złego traktowania zubożałych braci i niewolników izraelskich. Rok jubileuszowy przypominał bowiem bogatym, że przyjdzie czas,  gdy ich niewolnicy z Izraela oraz ubodzy znów będą równi i będą mogli upomnieć się o swe prawa. Natomiast dla wydziedziczonych, zubożałych i niewolników spośród ludu Izraela zbliżający się rok jubileuszowy był źródłem nadziei na wyzwolenie z ubóstwa i niewoli. Nadzieja ta dodawała sił do mężnego znoszenia wszelkich przeciwności związanych z ubóstwem i niewolą, która wiązała się z oddaleniem od własnej rodziny bądź rodu, a nawet pokolenia.

(Ks. Henryk Witczyk, JUBILEUSZ, w: Te Deum laudamus - Program duszpasterski na Wielki Jubileusz Roku 2000)

         KOCHANI  DOMOWNICY !

         I to, co napisałem niby sam, i to, co napisane kursywą jako cytat pochodzi z tego samego źródła podanego wyżej. Muszę przyznać, że lektura (której zresztą jeszcze nie skończyłem) referatu (ciekawy jestem kto był w stanie tak długo wysiedzieć, bo referat jest na ponad pięćdziesiąt stron) ks. Witczyka bardzo wiele mi dała. To co zostało powyżej zapisane, to tylko część tematu. Tradycja starotestamentalna ma swój ciąg dalszy, a potem jest Nowy Testament i dzieje Kościoła. Uznałem, że podzielę ten materiał na kilka części i w naszych Listach jakoś to bogactwo będę chciał Wam przekazać. Nie wyrzucajcie więc tego tekstu, bo przyda się przy kolejnych odcinkach.

         I tak sobie myślałem nad tym starotestamentalnym wątkiem jubileuszu. Ale zanim napiszę o czym tak sobie myślałem, zacytuję jeszcze raz słowa ks. Witczyka, którymi kończy swój referat:

         "Panie, naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy zdobyli mądrość serca" (Ps 90,12). (...) Znać wagę czasu, w którym się żyje, to mądrość. Oznacza to bowiem dostrzeganie wielkiej szansy, jaką Opatrzność daje. Trzeba ją jednak właściwie odczytać. Można Jubileusz zrozumieć jako wezwanie do świętowania i celebrowania, do chodzenia w kolorowych pielgrzymkach, do pokazywania się  na ekranie telewizora w wielkiej narodowo - indywidualnej gali (najlepiej u boku Ojca Świętego). Ale można też rok jubileuszowy przeżywać według wzoru (biblijnego). To, co się mówi i pisze o Roku Jubileuszowym, trochę zdominowane jest przez to, co Bóg dla nas czyni, ile naszych długów jest nam gotowy darować, jakie warunki trzeba spełnić, żeby się "załapać" na odpust jubileuszowy. A przecież jak zostało to  powyżej przedstawione, rok jubileuszowy wiązał się z wielką aktywnością ludzką. Jedni drugim długi darowali, otwierali się na przyjęcie wolności... Ojciec Św. wyraźnie do tego nawiązywał zachęcając kraje bogate do umorzenia choćby części długów krajów ubogich. A my? Czy i od nas może wypływać darowanie długów? Zobaczmy nie tyle tych, wobec których czujemy się winni czy dłużni, ale tych, którzy są naszymi dłużnikami czy winowajcami.

Czy Rok Jubileuszowy nie zaprasza nas, by darować długi złych czynów, decyzji, słów, niewystarczającej opieki czy braku chęci zrozumienia; długi które inni wobec nas zaciągnęli? By darując - przywrócić wolność tym, którzy jęczą w niewoli naszych wspomnień, urazów po doznanych krzywdach? Prośba: I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom w Roku Jubileuszowym nabiera szczególnego wymiaru. Rok Jubileuszowy to czas nie tylko świętowania i uroczystych celebracji, ale to czas wysiłku i pracy. To nie tylko czas Bożego zmiłowania i łaski, ale też czas ludzkiego zmiłowania i ludzkiej łaski. To czas otwierania się na dar i czas dawania daru. A że nie zawsze jest to takie proste i oczywiste, niech świadczy cena, jaką za darowanie naszych długów wobec Boga zapłacił Chrystus.

         Niech nadchodzące Święta Zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa w tym świętym czasie ROKU ŁASKI od Pana będą wielkim przeżyciem przyjęcia daru, jakim jest uwolnienie od długu wobec Boga, który jest bogaty w miłosierdzie.

         Niech nadchodzące Święta naszego udziału w zmartwychwstaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa w tym świętym czasie ROKU ŁASKI od Pana, owocując działaniem na wzór Pana, będą wielkodusznym ofiarowaniem daru, jakim jest uwolnienie od długów innych wobec mnie, który jestem zdolny do naśladowania Boga w Jego bogactwie.

         I jeszcze deser na świąteczny stół:

         W pewnej wiosce rybackiej, na małej włoskiej wysepce panowało takie prawo, że kobieta przyłapana na cudzołóstwie musiała umrzeć: strącano ją z wysokiej skały.     Stało się, że na przyłapaną na tym niecnym czynie niewiastę skazano na tą okrutną karę. Jednak z powodu nieobecności męża, który akurat wypłynął na dalekie  połowy, odroczono wykonanie wyroku do czasu jego powrotu. Dni mijały a mąż nie  wracał. Postanowiono więc wykonać wyrok. I rzeczywiście wykonano - winowajczynię strącono ze skały.

Jakież jednak było zdumienie mieszkańców wioski, gdy na drugi dzień ujrzeli tę kobietę całą i żywą.

- Mąż mój - opowiadała szczęśliwa - dowiedziawszy się o moim losie, rozciągnął u podnóża skały sieci i w ten sposób uratował mi życie.

(za: K.Wójtowicz, Przyczynki, s.116)

I jeszcze znana historyjka, ale porusza serce:

Zbliżał się  powoli termin, kiedy więzień po odbyciu wieloletniej kary miał wyjść na wolność. Z roku na rok kontakt z domem rodzinnym jakoś się rozluźniał, tak że  skazany zaczął wątpić, czy może wrócić do swoich. Bał się, że odmówią mu przyjęcia go. Dlatego prosił tylko o znak: na drzewie, co rośnie na wzgórzu za ostatnim zakrętem przed stacją, powieście dużą kolorową chustę; gdy pociąg wyjedzie na prostą, zobaczę i będę wiedział czy mogę wrócić, czy mam jechać dalej.

Nadszedł w końcu upragniony dzień wolności. Były więzień siedzi w napięciu przy oknie i wyczekuje umówionego drzewa. I nagle za zakrętem jawi się owo drzewo, całe obwieszone - jak choinka na Święta - tysiącem kolorowych chusteczek.

                    (za: K.Wójtowicz, Okruchy, s.131)

rmbbznak150dpi.gif (7907 bytes)

Powrót do listy rozważań